Shaggy / Sting

Shaggy / StingMaciej Majewski
Pomysł wspólnej płyty Stinga i Shaggy'ego zaskoczył nie tylko fanów obu artystów, ale i znaczną część muzycznego świata. Panowie już po raz drugi w ciągu ostatnich miesięcy przylecieli do Polski, by w niedzielę 15 kwietnia zagrać koncert w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Dzień wcześniej nasz wysłannik Maciej Majewski spotkał się z artystami, by porozmawiać o tym, jak zeszły się ich muzyczne drogi, jak przebiegał proces twórczy oraz jakie mają podejście do muzyki reggae. Poniżej zapis naszej konwersacji.

MM: Płyta nosi tytuł „44/876”. To zestawienie numerów kierunkowych Anglii i Jamajki, czyli krajów, z których pochodzicie. Czy pracując nad tym albumem, odbyliście dużo rozmów telefonicznych?

Shaggy: Nie rozmawialiśmy w ogóle przez telefon. Nadal praktycznie do siebie nie dzwonimy. Wszystko działo się, kiedy byliśmy razem. Wtedy odbywał się proces twórczy. Spotykaliśmy się, kiedy pozwalały na to nasze grafiki. Gdy zbliżał się ten moment, pojawiała się ekscytacja. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że strasznie jarała mnie nasza wspólna praca.

Sting: Ja z kolei nie jestem wielkim admiratorem używania telefonu. Korzystam głównie z emaili. I też byłem podekscytowany tym, co robiliśmy. Jestem pasjonatem, a tutaj było dużo pasji twórczej.

MM: Punktem łączącym was obu jest osoba menedżera Martina Kierszenbauma...

Sting: Jeśli taką informację otrzymałeś, będziemy się jej trzymać (śmiech).

MM: Zastanawia mnie jednak, co było początkiem tej współpracy? Kto wykonał pierwszy krok?

Sting: To tak jakbyś pytał, kto zaczął pierwszą wojnę w historii świata, a przecież na początku było słowo (śmiech).

Shaggy: Zaczęło się od jednej piosenki - „Don’t Make Me Wait”. Zaprosiłem Stinga do udziału w jej nagraniu. Przyjechał, zrobiliśmy ją, nagraliśmy...

Sting: ...i nie spieprzyliśmy jej (śmiech).

Shaggy: Wyszła świetnie i wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że nasze głosy niesamowicie brzmią razem.  Poszliśmy więc za ciosem i napisaliśmy kolejną piosenkę, a potem jeszcze jedną i następne. W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że mamy tych pomysłów całkiem sporo i wypadałoby je wydać pod wspólnym szyldem. Od tego momentu zaczęliśmy pracować nad nadaniem kształtu całości. Tak naprawdę to Sting miał pierwotny pomysł na płytę z muzyką z Jamajki.

MM: Planowałeś nagrać płytę reggae?

Sting: Niezupełnie. Nigdy nie planuje, jaki charakter będzie miała muzyka na płycie. Wiem, jak nagrać muzykę, więc do studia wchodzę bez sprecyzowanych pomysłów. Cokolwiek przychodzi mi do głowy, biorę na warsztat. Akurat pojawił się Shaggy, więc zapytałem, co przyniósł ze sobą (śmiech). Siłą rzeczy, zaczęliśmy od reggae. Nie było planu. Powiedziałbym, że było to raczej rozpoznanie naszych wzajemnych możliwości i tego, co może powstać z takiego przypadkowego zestawienia.

MM: Ale płyta nie jest przecież przypadkiem?

Obaj: Oczywiście, że jest!

Sting: Dla mnie najważniejszy jest zawsze element niespodzianki. Chce być zaskakiwany i sam również chcę zaskakiwać ludzi na tyle, na ile to możliwe. Dlatego staram się również pracować z ludźmi, którzy potrafią mnie zaskoczyć. Trudno jednak być nieustannie zaskakiwanym.

MM: Jak zatem zaskoczył cię Shaggy?

Sting: Po pierwsze tym, jak udało mu się zajść tak daleko w życiu! Dla mnie to całkowita zagadka (śmiech). Zaskoczył mnie swoją muzykalnością i inteligencją. Jest dla mnie odpowiednim muzycznym partnerem.

MM: Shaggy, ty z kolei podobno otworzyłeś się dzięki Stingowi na eksperymentowanie z formą, jaką są piosenki. Na czym to polegało?

Shaggy: Jeśli posłuchasz moich starych kawałków jak „It Wasn't Me”, „Boombastic”, czy „Oh Carolina”, to zauważysz, że nie są to typowe piosenki reggae. Nie mają w sobie naturalnej struktury, jakie mają typowe kawałki reggae. Owszem, mają ich puls, ale na tym się kończy element wspólny z tą muzyką. Od początku bowiem eksperymentuje z moją twórczością. Zawsze starałem się nadać jej innego charakteru, poprzez dopełnienie elementami zaczerpniętych z innych gatunków. Kiedy poznałem Stinga, to tak jakbym poznał moją bratnią duszę, ponieważ on od zawsze w ten sposób podchodzi do muzyki. Posłuchaj wczesnych płyt The Police i zwróć uwagę, w jaki sposób wykorzystywał reggae. Jego solowa kariera też jest doskonałym przykładem umiejętnego mieszania różnych stylów muzycznych. Okazało się, że na polu takiego właśnie podejścia do tworzenia muzyki  udało nam się szybko dość do porozumienia. Mam nadzieję, że efekty tego słychać na naszej płycie. Kłaniamy się na niej tradycji reggae, ale pod jej banderą mieszają się tutaj różne wpływy muzyczne, które ubraliśmy w piosenki popowe. Chcemy bowiem, żeby nasza twórczość oddziaływała globalnie.

MM: Jak podzieliliście się obowiązkami w studiu?

Shaggy: Pomysły wychodziły od nas obu. Przerzucaliśmy się nimi nawzajem. Uwielbiam proces pisania muzyki przez Stinga. Kiedy ma pomysł, to koncentruje się na tworzeniu na jego bazie i zostawia dużo swobody innym – w tym wypadku mnie. Bazując na tym, co już powstało, proponowałem i dokładałem swoje części. Taka forma współpracy otworzyła mi oczy na wiele kwestii i była bardzo inspirująca. Starałem się skorzystać z tej sytuacji jak najwięcej.

MM: A w warstwie tekstowej?

Shaggy: Ta właściwie w całości wyszła ode mnie. Dużo freestylowałem na bazie warstwy muzycznej. Sting ma specyficzny sposób aranżowania, do którego musiałem się przyzwyczaić. Świetnie zamyka wszystko w formule piosenki pop. Nie ma jednak mowy o nudzie, bo za każdym razem robi to w inny sposób. Jest mistrzem w budowaniu struktur. Niektóre pomysły wyjściowe były piosenkami miłosnymi, a kończyły się utworami o wydźwięku politycznym. Trzeba więc uważnie reagować na to, co robi podczas tworzenia.

MM: W ubiegłym roku rozmawiałem z Stewartem Copelandem...

Sting: To on jeszcze żyje? (śmiech)

MM: Tak, ma się całkiem dobrze. Założył zespół z Adrianem Belewem o nazwie Gizmodrome. Zapytałem go o jego podejście do muzyki reggae. Powiedział mi, że nigdy jego intencją nie było granie tej muzyki, natomiast brzmienie jego bębnów ma puls zbliżony właśnie do reggae. Jak to wygląda w twoim przypadku?

Sting: Myślę, że pomimo tego, że reggae jest muzyką pochodzącą z Jamajki, przeszła ogromne mutacje na przestrzeni lat. Każdy słyszy ją na różne sposoby. Na początku człowiek jest pod wrażeniem, ale potem przepuszcza ją przez swoje muzyczne DNA i wychodzi coś zupełnie innego. To tak jak z nauką w szkole, gdzie uczysz się czegoś, a potem idziesz w świat i wykorzystujesz tę wiedzę w innych celach. Nie jestem artystą reggae - tak samo jak Stewart. Potrafiliśmy grać ją jednak w taki sposób, że ludzie brali nas za Jamajczyków (śmiech). Potem jednak ta muzyka zyskała wymiar uniwersalny i zaczęła być słuchana na całym świecie. Sądzę, że to właśnie pozwoliło innym ludziom - takim jak ja czy Stewart - przedstawić ją w nieco inny sposób.

MM: Może to właśnie dlatego muzyka The Police stała się popularna na całym globie?

Sting: Nie wiem. Być może. Trzeba by zapytać historyków muzyki. Uwielbiam muzykę reggae, czuję się z nią związany i odczuwam jej wpływ, natomiast – tak jak wspomniałem - nie jestem artystą reggae. Z drugiej strony – mam obok siebie ikonę tej muzyki, jej boga, mister Lover Lover (śmiech).

Shaggy: Ludzie patrzą na mnie jak na artystę reggae, a tymczasem nie jestem w stanie tworzyć stricte takiej muzyki jak Gregory Isaacs, Yellowman, Dennis Brown, czy Bob Marley. Nie potrafię zrobić czegoś lepszego, niż oni. W związku z tym muszę definiować się jako artysta w inny sposób.

MM: A jak zapatrujesz się na to, co zrobił Snoop Dogg jako Snoop Lion?

Shaggy: Szanuję pomysł, natomiast jego płyta w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia. Podoba mi się idea, to, co chciał za jej pomocą przekazać, natomiast same piosenki nie przypadły mi do gustu. Nie poruszyły mnie po prostu. Zawsze jestem otwarty na wszystkich tych, którzy chcą robić to, na czym im naprawdę zależy. Nawet jeżeli nie odpowiada mi wynik takich działań, darzę ogromnym szacunkiem tego typu podejście.

MM: Na 44/876” znalazło się 12 piosenek i 4 utwory bonusowe. Wśród nich znajduje się kompozycja „Love Changes Everything” autorstwa Andrew Lloyd Webbera. Jak powinniśmy traktować te dodatkowe kawałki?

Sting: To ciekawe, że zwróciłeś na to uwagę, bo na przykład utwór „If You Can’t Find Love”, to jedna z głównych piosenek, jaką nagraliśmy na tę płytę! Jeśli chodzi o „Love Changes Everything”, to zostałem poproszony przez Andrew Lloyd Webbera do zaaranżowania jej w nowej wersji na potrzeby musicalu. A ponieważ mieliśmy trochę czasu w studiu i byli wokół nas sami muzycy reggae, to dla zabawy stworzyliśmy także taką luźną wersję tego utworu. Z kolei „16 Phantoms” to pierwsza piosenka, jaką napisałem na ten album! Nie mogę się natomiast wypowiedzieć o remiksie „Don’t Make Me Wait” autorstwa Dave'a Audé, ponieważ jeszcze go nie słyszałem (śmiech). Myślę jednak, że bonusowe kawałki są bardzo ciekawe. Spełniają podobną funkcję, jak niegdyś kawałki ze stron B singli. Jeśli zatem ktoś będzie nimi zainteresowany, to może nabyć wersję deluxe naszej płyty (śmiech).

MM: Rozumiem, że album ukaże się także na winylu?

Shaggy: Tak i do wersji deluxe tego wydania będzie dodany nasz pierwszy koncert z tym materiałem, jaki zagraliśmy na Jamajce.

MM: Na koniec chciałem was zapytać, co kręci was dzisiaj w muzyce najbardziej, ale z naszej rozmowy wywnioskowałem, że jest to element zaskoczenia, który towarzyszy jej tworzeniu i graniu.

Sting: Dokładnie tak. Mnie po raz pierwszy muzyka zaskoczyła, gdy w wieku 7 lat sięgnąłem po gitarę. Byłem zaskoczony jej brzmieniem, dźwiękami, które udało mi się wygenerować przy jej użyciu. I powiem ci, że nadal jestem zaskoczony tym, co wychodzi spod moich palców lub tym, co śpiewam. Jestem zaskoczony reakcjami ludzi, jakie wywołuje moja muzyka oraz tym, że na tej podstawie udało mi się zbudować karierę muzyka. Ale najważniejsze jest doświadczenie, jakie przynosi współpraca z innymi muzykami. To bezcenne.

Shaggy: Wiesz, jeśli ktoś zajmuje się tworzeniem muzyki tak jak my, czyli od wielu lat, to ten element niespodzianki jest szczególnie cenny. Staramy się więc go wywoływać i dążyć do tego, by za każdym razem działał na nas twórczo.

MM: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Sting (po polsku): Dziękuję.

Website by p3a