„Noc” jest trzecim albumem w dorobku Bartosza Schmidta, który posługuje się pseudonimem artystycznym: Baasch. Po raz pierwszy stworzył on płytę z tekstami po polsku. Wyszło to na dobre, jeśli chodzi o koncepcję zawartą w dziewięciu utworach. A jest nią przeprowadzenie słuchacza przez przeżycia związane z nocą.
Obracamy się w rejonach muzyki elektronicznej i elektropopu. „Impuls (Intro)” wprowadza nas w album niby dynamicznie, ale czuć już czający się za plecami mrok. Podobnie następny na płycie „Brokat” – jest energia, ale słuchając mamy świadomość, że poruszamy się w tanecznym otępieniu, w elektropopowej ciemności. Wrażenia podczas słuchania potęguje wokal Baascha, pasujący do muzycznego anturażu, podbijający poziom niepokoju.
Transowy niepokój utworów często jest opatulony w zgrabną melodię, jak w „Dualu” – jednej z kompozycji, które zwróciły moją uwagę czy w „Przegubie”. Ale mamy też „Cienie”, które nie są takie gładkie w brzmieniu. Ponadto wyróżniają się chyba najbardziej z całej płyty pod względem tekstowym. To dzięki grom słów, jak choćby „Okryłem sobie ciemnym cieniem ciebie” czy „Już noc, a może to północ”. „Woda” i „Język” są utworami, do których pasuje określenie „upiorny transowy taniec”. Zamykające album „Wszystko” do niepokoju dokłada nerwowość.
Baasch serwuje nam podróż przez zakamarki nocy – ciekawą, taneczną, ale jednocześnie mroczną. I z całą pewnością jest to ten rodzaj muzyki, którego słucha się zdecydowanie inaczej siedząc, leżąc lub poruszając się w ciemności niż za dnia.