„Kęsy” to trzeci album w karierze artystki. Żeby było ciekawiej – trzeci album w ciągu trzech lat. Powstał on we współpracy z Janem Smoczyńskim – odpowiedzialnym za produkcję i współodpowiedzialny za muzykę (wraz z Bovską). Wspomniana już częstotliwość wydawania studyjnych albumów może wzbudzić obawy o poziom materiału.
Na szczęście, obawy są bezpodstawne. To płyta pełna elektroniki w jej różnych odcieniach. Raz płynąca w tle („Gdy na mnie patrzysz”), innym razem bardzo robotyczna („Komfort”). Jest chwytliwie, ale przy tym też nieoczywiście. Ta chwytliwość objawia się w nośnych refrenach, takich jak w singlowym „Kimchi” czy w tanecznych bitach („Luksus”, „Jim”).
Ciekawe jest to, że nie da się z góry, ze stuprocentową pewnością przewidzieć, jakim torem potoczy się dany utwór. Skutkuje to np. zderzeniem w „Komforcie” bardziej minimalistycznych zwrotek z elektrorefrenami i robotycznymi bitami. To eksperymentowanie objawia się zaglądaniem także do popu, r’n’b czy rapu, jak w refrenie „Piętra dziewiątego”. W muzykę oprawionych jest dwanaście utworów opowiadających raz poważniej, raz luźniej o relacjach damsko-męskich.
„Kęsy” to bardzo dobra płyta z elektroniką, której jest pełno, ale nie przytłacza słuchacza i nie sprawia uczucia, że pojawia się w nadmiarze. Przy tym posiada chwytliwe refreny i jest pełna ciekawych pomysłów muzycznych.