Bovska - Kęsy

Marcin KnapikBovskaWydawnictwo Agora2018
Ambitna muzyka elektroniczna. Tak można określić muzykę proponowaną przez Bovską. Udowadnia cały czas, że nie zamierza być artystką jednego przeboju. Przyszedł czas na kolejny sprawdzian, czyli nową płytę.

„Kęsy” to trzeci album w karierze artystki. Żeby było ciekawiej – trzeci album w ciągu trzech lat. Powstał on we współpracy z Janem Smoczyńskim – odpowiedzialnym za produkcję i współodpowiedzialny za muzykę (wraz z Bovską). Wspomniana już częstotliwość wydawania studyjnych albumów może wzbudzić obawy o poziom materiału.

Na szczęście, obawy są bezpodstawne. To płyta pełna elektroniki w jej różnych odcieniach. Raz płynąca w tle („Gdy na mnie patrzysz”), innym razem bardzo robotyczna („Komfort”). Jest chwytliwie, ale przy tym też nieoczywiście. Ta chwytliwość objawia się w nośnych refrenach, takich jak w singlowym „Kimchi” czy w tanecznych bitach („Luksus”, „Jim”).


Ciekawe jest to, że nie da się z góry, ze stuprocentową pewnością przewidzieć, jakim torem potoczy się dany utwór. Skutkuje to np. zderzeniem w „Komforcie” bardziej minimalistycznych zwrotek z elektrorefrenami i robotycznymi bitami. To eksperymentowanie objawia się zaglądaniem także do popu, r’n’b czy rapu, jak w refrenie „Piętra dziewiątego”. W muzykę oprawionych jest dwanaście utworów opowiadających raz poważniej, raz luźniej o relacjach damsko-męskich.

„Kęsy” to bardzo dobra płyta z elektroniką, której jest pełno, ale nie przytłacza słuchacza i nie sprawia uczucia, że pojawia się w nadmiarze. Przy tym posiada chwytliwe refreny i jest pełna ciekawych pomysłów muzycznych. 

Polityka prywatnościWebsite by p3a