Diorama - Zero Soldier Army

Jakub OślakDioramaDependent Records2016
Niestrudzona Diorama wydała na świat kolejny krążek z muzyką, która uparcie nie chce opuścić sztampowych ram.

. Elektroniczno-popowi potomkowie muzyki darkwave i EBM wciąż działają, nadając swój bipolarny przekaz ku równie niestrudzonemu gronu fanów. Z jednej strony wrażliwość i poczucie mrocznej estetyki, a z drugiej bezwstydny landszaft i powielanie tych samych schematów. Można powiedzieć, niemiecki humor w służbie muzyki wydobytej z syntezatorów i beat-maszyn, będącej dalekim echem protoplastów takich jak Front 242 czy żywego dziedzictwa Depeche Mode.

A jednak nowa płyta Diomary przynosi drobną różnicę. Tam gdzie rządzi konwencja, tam zwykle mało jest miejsca na pomysłowość lub nawet nowatorskość. Na „Zero Soldier Army” udało im się uzyskać pewien dyskretny powiew świeżości, wyjścia z zatęchłej krypty zostawiając uchylone drzwi. Płyta brzmi kombinowanie i nowocześnie. Elektryzuje ostrym, suchym beatem, a jednocześnie intryguje melodycznymi falbankami i wielowątkowością. Torben Wendt zdaje egzamin za mikrofonem. Kompozycje są niebanalne, bez  popadania w pretensjonalne skrajności sztuki i masowości.

Diorama to jeden z tych zespołów, które nigdy nie zaistnieją w szerszej świadomości muzycznych mas. Ich nisza pozostanie niszą na wieki i tylko wierne rzesze wielbicieli przybywających na festiwale do Lipska czy Bolkowa będą wiedzieć w czym rzecz. Jednakże, taki krążek jak „Zero Soldier Army” to dowód, że ludzie stojący za tym projektem potrafią myśleć i są odważni w kreatywnym działaniu. To krok naprzeciw nowoczesności, który potrafią wykonać tylko najlepsi w tym fachu, tacy jak Covenant, VNV Nation czy nawet De/Vision. To zaskakująco dobry krążek – dla zespołu i całego gatunku. 

Polityka prywatnościWebsite by p3a