Kiedy nowa płyta Guns N’Roses? Czy będzie na niej grał pan Slash? Na razie sobie jeszcze trochę poczekamy na odpowiedzi na te pytania. Obaj muzycy, którzy powrócili do Guns N’Roses w 2016 roku obecnie dbają także o swoje kariery solowe. Slash jest obecnie w trasie z Mylesem Kennedym i zespołem The Conspirators. To w ramach promocji wydanego w zeszłym roku albumu „Living The Dream”. A po długiej przerwie solową oznakę życia dostarcza basista Gunsów.
Jest to teoretycznie trzeci, a w praktyce drugi solowy album Duffa McKagana. Pierwszy: „Believe In Me” – rok 1993. Drugi: „Beautfiul Disease” – miał zostać wydany w 1999 roku, ale tak się nie stało do tej pory. Utwory można sobie jednak znaleźć w internecie. Tak czy siak, Duff nie należy do artystów publikujących swoją solową twórczość zbyt często.
Jeśli jesteś fanem Guns N’Roses, to może pomyślisz: „Będzie chciał się chłopak wyszaleć, będzie rockowo”. Nic z tych rzeczy. Muzycznie tej płycie bliżej niż do Gunsów jest do Boba Dylana. Czy do Adele, bo pierwsze, fortepianowe nuty płyty brzmią niczym wyjęte z „Hello”. Choć w sumie jest pewien album Guns N’Roses. Dość znany. Nazywa się „Appetite for Destruction”. I jest na niej akustyczna ballada nazywająca się „Patience”. Jeśli bardzo ci się podoba ten utwór, to możliwe, że spodoba ci album pana Duffa.
Akustyczno-folkowy – tak można go określić. Gitara akustyczna, steel guitar, skrzypce, fortepian. To główne instrumenty na tej płycie zaczynającej się dość rzewnym „Tenderness”, a kończącej się ładnym, podniosłym i optymistycznym „Don’t Look Behind You”. Pojawia się w tym drugim utworze też saksofon. A także chórki, które pojawiają się też w paru innych elementach, dodając do albumu element gospel (najbardziej gospelowym utworem na albumie – „Feel”). Żywszym momentem płyty jest „Chip Away”, ale i w niej pozostajemy w akustycznych klimatach. Nad całym albumem unosi się zaś amerykański klimat. I pobujać się też można („It’s Not Too Late”).
Najjaśniej świeci brzmiący stonesowsko „Last September”. Tekst utworu jest refleksją związaną z aferą „#MeToo”. Skoro o tekstach, to nie ma w nich zbyt wiele o miłości. Więcej o sprawach społecznych czy politycznych. Trzy przykłady: „Parkland” traktuje o strzelaninach w amerykańskich szkołach, „It’s Not Too Late” to komentarz do oglądania wiadomości, a „Feel” – hołdem dla Scotta Weilanda, Chrisa Cornella, Chestera Benningtona i Prince’a. Człowiek im starszy, tym grzeczniejszy.
Kusiło po pierwszym przesłuchaniu płyty, żeby ponabijać z tego, że ta płyta jest taka spokojna. Ale po kolejnych doszedłem do wniosku, że tego nie zrobię. Po pierwsze – dlatego, że McKagan pokazuje, że czuje się bardzo dobrze nie tylko w iście rockowej, energetycznej otoczce. Po drugie – dlatego, że to bardzo przyjemna płyta. Nie ma odkrywania Ameryki, utworów powalających z nóg (co nie oznacza równocześnie, że nie ma bardzo dobrych), ale jest w tym albumie jakość. Przyjemnie będzie wracać do niego co jakiś czas.