Raper z Oakland podszedł do tematu dość szeroko, bo zawartość albumu stanowią aż dwa krążki. Na pierwszym podejmowane są tematy dzieciństwa i pierwszych chęci bycia gwiazdą, zaś na drugim – wątek dorosłego życia oraz cienie i blaski zdobytej sławy. Pomysł ambitny i ciekawy, gorzej z wykonaniem. W ciągu tych blisko 75 minut G-Eazy raczy nas mieszanką mniej lub bardziej nośnych kawałków hiphopowych. Na dysku numer jeden wyróżniają się pod tym względem trapujący utwór tytułowy z gościnnym udziałem Zoe Nash, bujający „Him &I”, w którym udzieliła się Halsey, czy kapitalny cykacz „No Limit”, w którym gospodarza wsparli A$AP Rocky i Cardi B. Drugi krążek jest już bardziej urozmaicony, głównie poprzez użycie większej ilości sampli z żywszymi i cieplejszymi brzmieniami. Tu przede wszystkim zwraca uwagę utrzymany w stylu r&b „Crash & Burn” z udziałem Kehlani i kołyszący „Summer in December”, wzbogacony samplami fortepianu… Chicka Corei. Absolutnym szlagwortem jest tu jednak „Charles Brown” z gościnnym udziałem E-40 i Jay Anta. Urzeka swoistym minimalizmem i nienachalnym rytmem. Całość zamyka zaś dziwna wersja „Eazy” z samplowanym wokalem Son Luxa.
Długi to album. Momentami nużący i sprawiający wrażenie jednostajnego. Kryje w sobie jednak sporo smaczków. Tylko komu zechce się w nie wgryzać?