Iggy Pop - Post Pop Depression

Maciej MajewskiIggy Pop Universal Music 2016
Kolaboracja Iggy’ego Popa z Joshem Homme’em z Queens Of The Stone Age należała to najbardziej elektryzujących wiadomości ostatnich miesięcy. Jej owocem jest album "Pos Pop Depression".

Starzejący punkowiec Pop oraz rudy okołostonerowiec zawiązują szyki, a w efekcie powstaje kilkudziesięciominutowe dzieło. Skład zespołu uzupełniają kolega z zespołu Homme’a, Dean Fertita oraz Matt Helders – perkusista Arctic Monkeys, co od razu sugeruje, że tematem muzycznym dowodzi Homme. Płytę otwiera molowo-orkiestrowy niemalże „Break Into Your Heart”. Słuchać charakterystyczny homme’owy riff i równie pasującą doń perkusję. Głos Popa jest smutny, lecz nie łamliwy. To po prostu głos starszego pana. Z kolei „Gardenia” to nie cover Kyuss, tylko pulsujący nienagannym rytmem alt-rockowy „hit”. Po kilku przesłuchaniach i sam wchodzi do głowy. Natomiast „Amercian Valhalla” ma w sobie coś z muzyki teatralnej. I choć użyto w niej tych samych instrumentów, co wcześniej, brzmi dość ciekawie (jeszcze jeden wkręcający rytm). „In The Lobby” z kolei to „kanałowy” rock z nieco połamanym rytmem. Tu wokal Popa prezentuje się też szerzej, niż w poprzednich numerach. Najlepszym „rytmikiem” na płycie jest jednak „Sunday”. Bębny czynią tu tło, dla rwanych partii gitary, brzęczącymi w drugim kanale. Iggy’emu tym razem zdarzają się linie nieczyste. Zaś „Vulture” to istny rodzynek w tym zestawie. Posępna, nieco westernowa atmosfera z akustyczną gitarą, rzężącą gdzieś w tle elektryczną oraz na zmianę niski i wysoki głos Popa, tworzą świetny, pełen niepokoju nastrój. „German Days” jest natomiast ciekawą syntezą brzmień, z których słyną muzycy towarzyszący Iggy’emu na tej płycie. Rytmu z Arctic Monkeys i gitary rodem z QOTSA połączonych w jedno, pozazdrościć mógłby nawet Jack White. Słodko-gorzka ballada „Chocolate Drops” z ponownie łkającym głosem Popa, wzbogacona została dodtakowymi chórkami. Album wieńczy zaś nieco nirvanowa pieśń zatytułowana „Paraguay”. Niepostrzeżenie czuć w niej ducha zmarłego niedawno Davida Bowiego. Kto wie - być może zadziałała tu podświadomość Popa za starym kompanem.

„Post Pop Depression” to przede wszystkim ciekawostka. Trudno ją rozpatrywać w kategoriach regularnego projektu. Aczkolwiek jak na siedemnasty solowy albumy Iggy’ego Popa – ciekawe urozmaicenie w jego katalogu.

Polityka prywatnościWebsite by p3a