Lady Pank - LP1

Marcin KnapikLady PankAgora S.A.2018
Jedna z najbardziej przebojowych płyt w historii polskiego rocka została nagrana raz jeszcze z udziałem znakomitych gości. Efekt końcowy ocenił dla nas Marcin Knapik.

Podobają się nam melodie, które już raz słyszeliśmy. Dlatego sporą liczbę sympatyków może zebrać „nowe” dzieło Lady Pank. Słowo „nowe” celowo napisane w cudzysłowie. Oto zespół proponuje nam powrót do przeszłości. Cała pierwsza płyta zespołu. Plus trzy utwory, które nagrane i wydane jeszcze przed ukazaniem się tego albumu. Wszystko zagrane na nowo. Na pewno?

Patrzymy na zestaw gości. I – trzeba przyznać – jest zacny. Tomasz Organek, Krzysztof Zalewski, Lech Janerka, Kasia Kowalska, Artur Rojek, Piotr Rogucki, Grzegorz Markowski, Maciej Maleńczuk i Katarzyna Nosowska. Mieszanka muzyków popularnych w ostatnich trzech dekadach. Można by się spodziewać, że usłyszymy nowe spojrzenia na wielkie hity. I tu zaczynają się schody.

Ciężko jest się też przyczepić do poziomu muzycznego. Tyle, że jednym z powodów tego rzeczy jest niestety to, że pod tym względem dostajemy praktycznie kalkę płyty sprzed 35 lat. To samo, tylko inne głosy. I to nie we wszystkich utworach („Du du” w wykonaniu Panasewicza i „Mała Lady Punk” w wykonaniu Borysewicza). Zauważalnych zmian dokonano pod tym względem w zasadzie tylko w „Mniej niż zero”, gdzie dodano partię akordeonu w wykonaniu Marcina Wyrostka i w „Minus 10 w Rio”.

Mało tu pierwiastka wnoszenia czegoś nowego do utworów. Najlepiej na płycie wypadają „Wciąż bardziej obcy” z wokalem Artura Rojka i „Minus 10 w Rio” z udziałem Katarzyny Nosowskiej. Przykłady, że można jednak wydobyć inne, interesujące oblicze ze znanych piosenek. Tak jak ciężko się przyczepić o poziom muzyczny, ciężko też się przyczepić o poziom wokalny. Ale odczucie, że jest praktycznie tak samo jak w oryginale, jest przez większość albumu zbyt mocne.

W ostatnim czasie wspominkowo się robi w polskiej muzyce. Maciej Maleńczuk śpiewał Młynarskiego. Daria Zawiałow też (w tym przypadku może dojść do śmieszno-strasznej sytuacji, że jej największym przebojem w karierze będzie „Jeszcze w zielone gramy”). Krzysztof Zalewski śpiewa Niemena. A Fryderyka za zeszły rok dostał zespół Hey za dwupłytowy zestaw z reinterpretacjami własnych utworów. Recenzowałem go na tym portalu i pisałem o nim dobrze, nawet bardzo. Ale nagrodzenie go w kategorii „album roku” w kategorii rock było – określmy to sobie delikatnie – nieporozumieniem. Jeszcze dodajmy do tego świetnie oceniany Jazz Band Młynarski-Masecki śpiewający przedwojenne piosenki. Tak, wiem, trzeba przypominać utwory z przeszłości, bo ich nie zapomniano. Ale tak się zastanawiam, czy z polskiej muzyki nie robi się skansen. Ekscytujemy się odświeżaniem i powrotami do przeszłości. I wzdychamy: „Kiedyś to było”. Przypomina to ekscytowanie się i wspominanie przez lata remisu z Anglią na Wembley. I chyba niezbyt dobrze świadczy o naszej scenie muzycznej.

Co do „LP1”, to lepszym rozwiązaniem wydaje mi się jednak posłuchanie oryginału i potraktowanie wydawnictwa, które ukazało się kilka dni temu jako ciekawostkę. Tak będzie najlepiej. Choć teraz się nie zdziwię, jeśli ten album dostanie nominację do Fryderyków.

Polityka prywatnościWebsite by p3a