MudhoneySub Pop / PIAS Poland2023

Mudhoney - Plastic Eternity

""Plastic Eternity" to rzecz osobista, ale też dla mas, które czekają na ten rzadko spotykany surowiec jakim jest prawdziwość z muzyce" - to fragment naszej recenzji nowej płyty weteranów z wytwórni Sub Pop.

Nazwanie Mudhoney ikoną grunge może być opacznie zrozumiane; ale na miano pionierów zasłużyli bardziej niż ktokolwiek inny. Ekipa Marka Arma i Steve’a Turnera nigdy nie należała do ‘Big-4’ tego stylu, ale to oni są jedną z ostatnich czynnych ekip prezentujących ten sound w jego najwierniejszej wersji. Garaż, brud, wpływy rock’n’rolla, punk-rocka, a nawet metalu - ten zespół jest wierny swoim ideałom, pierwotnej formie tego brzmienia, które rozświetliło świat na początku lat 90. Nigdy nie mieli wielkich hitów, chociaż „Touch Me I’m Sick” czy „Suck You Dry” to podręcznik grunge’u. Arm i Turner, współtworzyli zespół-matkę grunge’u w postaci Green River – której członkowie rozeszli się w dwie strony: pierwotną, garażową (Mudhoney), oraz bardziej komercyjną (Mother Love Bone, Temple of the Dog, a wreszcie Pearl Jam). Reszta jest historią. A Mudhoney, pozostający po dziś dzień w swoim garażu, bez kompleksów i zobowiązań, z uśmiechem na ustach, właśnie wydali nową płytę.

To całe podejście do muzyki i rzeczywistości, niezbyt serio, z ciętym poczuciem humoru, ale z tą pierwotną, zagniewaną energią stanowi o sednie ich sukcesu i długowieczności. Każdy z nich jest muzykiem na dorobku – Mark Arm pracuje w Sub Popie jako magazynier, a Guy Maddison, gdy nie gra na basie, jest pielęgniarzem w szpitalu Harborview w Seattle. To właśnie jeden z powodów dla którego w okresie najgłębszej pandemii zespół praktycznie nie funkcjonował – Guy miał pełne ręce roboty. Dopiero po jakimś czasie, gdy sytuacja została w miarę opanowana, wrócili do studia, aby o sobie przypomnieć. Za produkcję (oraz klawisze i chórki) ich nowego albumu "Plastic Eternity" odpowiada Johnny Sangster (jeden z protegowanych Marka Pickerela, obaj to legendy brzmienia Seattle), a post-produkcją zajął się Robert Weston z Shellaca. Nie, nie zapomniałem kto zasiada za perkusją – oczywiście Dan Peters. I to nie byle jakie towarzystwo nagrało nie byle jaki album.

Na początek poleciały single – poważne „Almost Everything” i przezabawne „Little Dogs”. To kwintesencja tego, czym jest Mudhoney. Gniew i krzyk z jednej strony, dowcip i entuzjazm z drugiej. Reszta albumu skłania się ku tej poważnej stronie – każdy utwór to petarda: „Souvenirs Of My Trip”, „Cascades Of Crap”, „Human Stock Capital”, „Flush The Fascists”, „Here Comes The Flood”, to wszystko jest esencją ich stylu, oraz tego, czym było ‘Seattle sound’ i jak brzmi ono dziś. Nie patrzmy w stronę Pearl Jam, którzy od dawna grają coś innego; już bliżej tego o co wówczas chodziło jest Alice In Chains, nawet z William DuVallem na wokalu. Reszty zwyczajnie nie ma. Dlatego też wszystko to, co gra i wydaje Mudhoney nosi w sobie rodzaj powiernictwa pieśni – misji polegającej na kultywowaniu pewnego fenomenu, który najpierw eksplodował, a potem implodował. A oni to wciąż potrafią, z sercem bijącym alternatywnym rytmem, rękami i nogami w garażu, oraz pamięcią o tamtym Seattle.

"Plastic Eternity" to strzał w dziesiątkę, memento o niezwykłym zespole z niezwykłą historią, która mogła skończyć się dawno temu. Arm był przecież bliskim kumplem Cobaina, a łączyła ich nie tylko przyjaźń i muzyka, ale także uzależnienie od heroiny. Do dziś słychać w jego tekstach, że widma go nie opuszczają, ale przez lata nabrał wprawy w skutecznym ich przeganianiu. Rzeczywistość w ostatnich latach stanowi jedno wielkie wyzwanie dla ludzi jako jednostek i społeczeństwa, ale jeśli jest na to wszystko jakieś panaceum, to właśnie muzyka. Jest wrzask, jest uderzenie, jest drylujący bas i przesterowana, sprzęgająca gitara. Jest prześwietlanie ludzkich głów i dusz, egzorcyzmy czających się tam demonów, jest kurz i wilgoć, jest pot i syf; ale potrafimy sobie z tym dać radę i przekuć to na jedyny w swoim rodzaju uderzający jak przyjemny kuksaniec sound. "Plastic Eternity" to rzecz osobista, ale też dla mas, które czekają na ten rzadko spotykany surowiec jakim jest prawdziwość z muzyce.

JAKUB OŚLAK

Polityka prywatnościWebsite by p3a