Określenia wymienione na początku są prawdą o płycie, ale niecałą. Znajdzie się bluesowa nuta, jak w „Białej damie” wzbogaconej harmonijką ustną. Jest też hiphopowo w „Świecie jutro” z racji udziału w utworze rapera Huberta CZU. Ciekawy anturaż muzyczny zapewniają muzycy towarzyszący tutaj Biczkowskiemu, m.in. wokalistka Maja Konarska, gitarzysta Jarosław "Chilek" Chilkiewicz czy basista Paweł Grzesiuk.
Dużo na „Wstawaj!” chwytliwości i przebojowości, co już na otwarcie ukazuje nam tytułowa piosenka. Mało eksperymentów. Ponad półgodzinna porcja wpadających w ucho utworów. Słuchając niektórych tekstów mam wrażenie korespondowania z dokonaniami Sidney’a Polaka („Tango desperata” - taneczne, ale z zaciętością i swego rodzaju agresywnością) czy Franka Kimono („Move Your Body” - realizacja postulatu „śmiesznego popu”, czyli poprockowy kawałek z dyskotekowym zacięciem).
Moimi faworytami są minimalistyczne „Idę”, w którym główną rolę gra ukulele, „Jeśli chcesz”, gdzie znajdziemy np. solówkę gitarową i zamykający całość „Bilet” - utwór bardzo dojrzały i tekstowo i muzycznie. Jak pisze Biczkowski, „Bilet” leżał w szufladzie 15 lat. Dobrze, że nie przepadł. Tak więc jest nie tylko lekko i śmiesznie.
Skłamałbym, gdybym napisał jest to arcydzieło lub płyta wywracająca polską muzykę do góry nogami. Ale materiał na „Wstawaj!” jest warty tego, by się z nim zapoznać. Bo jest on takim fajnym „czymś”. A poza to początek solowej kariery i trzeba od czegoś zacząć. Najlepiej od czegoś dobrego, co tutaj zostało uczynione właśnie.