Świetliki - Wake Me Up Before You Fuck Me

Jakub OślakŚwietlikiKarrot Kommando2020
Ćwierć wieku po debiucie Świetliki wróciły z nowym albumem studyjnym, na którym "słychać nie tylko lata doświadczenia, nabywania wyczucia i ogłady, ale także idącej wraz z nią nonszalancji, pewności siebie".

Po 2-3 miesiącach zaczynamy postrzegać wszystko przez pryzmat epidemii i izolacji. Wszędzie dookoła znajdujemy kronikarzy i proroków, przewidujących zarówno jej rychły koniec, jak i „dopiero początek”. Wszędzie dostrzegamy znaki odwilży i drugiej fali, nie wiemy nic, ale i tak wiemy swoje, mamy rację i się mylimy. Nawet nowe płyty brzmią teraz tak, jakby zostały napisane przez pryzmat izolacji. Jednakże, czyż muzyka i poezja zespołu Marcina Świetlickiego nie brzmiała od zawsze jak poematy izolacyjne, zarówno dla ciała zamkniętego w domu, jak i duszy zamkniętej w owym ciele?

Przez muzykę Świetlików przepływa potok polskiej poezji – Wyspiański, Gałczyński, Witkacy, Białoszewski, jak i najwyższej klasy muzyka alternatywna. Świetlicki od lat wieści apokalipsy nasze powszednie, nie gorzej niż Nick Cave, Michael Gira czy David Tibet; bez względu na kwarantanny, kryzysy, partie na cmentarzach, ból na listach przebojów, kursy franka, gaz na ulicach i ciała w beczkach. Nowy krążek Świetlików powstał na przełomie roku, w kilka dni; zatem, czy jakiekolwiek nadciągające chińskie wirusy i maski na twarzach mogły mieć na niego swój niszczycielski wpływ?

Dobrze, że istnieją takie płyty jak Wake Me Up Before You Fuck Me; oraz, że Świetliki ukazują je światu niespiesznie, w długich odstępach czasowych, w samodzielnie zaaranżowanych okolicznościach. Dzięki temu słuchamy ich uważniej, pieczołowicie, przykładając większy ciężar do słów, deklamowanych mruczącym, stoicko-obojętnym głosem. Świetlicki epatuje niewzruszonym spokojem, niczym Blixa Bargeld, Mark Lanegan, a nawet Ian Read lub Kim Larsen; jest jak grecki chór własnego monodramu, a każdy zdrowy rozsądek odnajdzie w nim odłamek własnej duszy i strachu.


Wake Me Up Before You Fuck Me to rzecz śpiewana zza szyb – balkonu nad osiedlem, okien pociągu, wizjera lunety do podglądania sąsiadów, spod okularów osłaniających zmęczone spojrzenie. Cały świat trwa w nieskończonym ruchu, ale my nie otwieramy nikomu, pozostajemy bezwolni, nieważcy, w izolacji, z łazienki do kuchni, do przedpokoju. Potrzebujemy czasu, czas potrzebuje czasu, bo gdzieś tam muszą być malutkie drzwi; nawet, jeśli za nimi są tylko szare liście. Koniec świata nie musi być zły, nie musi dotyczyć nas; w bezpieczeństwie własnego pokoju, możemy go nawet nie zauważyć.

W nowej płycie Świetlików słychać nie tylko lata doświadczenia, nabywania wyczucia i ogłady, ale także idącej wraz z nią nonszalancji, pewności siebie. Muzyka Świetlików jest wartością samą dla siebie, jak wielu innych polskich zespołów, które nie angażują się w pospolity przekaz radiowy. Nie szuka gruntu podatnych dusz, lecz egzystuje bez nich, jak sklep w głębi ulicy – czynny wyłącznie w sobie znanych godzinach. Jeśli najlepsza piosenka na płycie nosi tytuł „Pchaj Mój Jurny Welocyped Przez Wegańskie Łąki Zen (Szareliście)”, jest to czytelny sygnał dla świata gotowego ich posłuchać.

Polityka prywatnościWebsite by p3a