Chris SladeMaciej Majewski

Chris Slade

Chris Slade na muzycznej scenie jest aktywny od sześciu dekad. Grał z Tomem Jonesm, był współzałożycielem grup Manfred Mann’s Earth Band i The Firm, a jego muzyczne cv obejmuje także m.in. Uriah Heep, Asię, czy zespół Gary’ego Moora. Najbardziej znany jest ze współpracy z AC/DC, w szeregach której występował w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych i koncertowo między rokiem 2015 i 2016. Parę dni temu przyjechał do Polski, by zagrać ze swoim zespołem Chris Slade Timeline, z którym wykonuje nie tylko klasyki AC/DC, ale też utwory z repertuaru innych artystów, z którymi grywał na przestrzeni swojej kariery. Przed koncertem w warszawskiej „Proximie” Chris zgodził się na krótką rozmowę. Oto jej zapis.

MM: Który z perkusistów był dla Ciebie ważniejszy na początku – Gene Krupa, czy Buddy Rich?

CS: (śmiech) Buddy Rich, bo był szybszy, a poza tym miał czystsze, bardziej klarowne brzmienie. Początkowo chciałem być perkusistą jazzowym. Grałem z orkiestrą Counta Basiego, a potem musiałem nauczyć innych styli, gdy zacząłem grać z Tomem Jonesem.

MM: Czemu skończyłeś grać z Tomem Jonesem po wydaniu tak przebojowej płyty jaką jest „Delilah”?

CS: Grałem z Tomem przez 7 lat. Dowiedziałem się jednak, że pozostali członkowie zespołu są opłacani trzy, a nawet cztery razy lepiej ode mnie. A mówimy o ludziach, którzy dołączyli do zespołu Toma 3 lata po mnie! To nie była wina Toma, tylko jego menedżera, Gordona Millsa. Zawsze, gdy chciałem pogadać o jakichś sprawach związanych z funkcjonowaniem zespołu, Tom odsyłał mnie do niego. A ponieważ w kwestii pieniędzy nie otrzymałem wyjaśnień, odszedłem z zespołu.

MM: W 1989 roku grałeś trasę z Garym Moorem. Dlaczego nie zaprosił Cię do nagrania płyty „Still Got The Blues”, która wyszła rok później?

CS: Mówiąc szczerze, nie wiem. Świetnie grało się z Garym. To był bardzo dobry zespół. Ale czemu nie zaprosił mnie do nagrania „Still Got The Blues”? Nie mam pojęcia.

MM: Najbardziej znany jesteś z gry w AC/DC. Wielu zobaczyło Cię po raz pierwszy dzięki teledyskowi „Thunderstruck”. Wiem, że zasugerowałeś, by ustawić wysoko po bokach dwa bębny, by w teledysku lepiej było widać wygrywany przez Ciebie rytm. A czy ujęcie z hi-hatem, które rozpoczyna ten klip, również było Twoim pomysłem?

CS: Nie, to był pomysł Davida Malleta, reżysera teledysku. Miałem szczęście, że udało mi się przemycić ten pomysł z bębnami. W AC/DC nie można mieć zbyt wiele swoich pomysłów. Wiele rzeczy w tym zespole jest sugerowane odgórnie.

MM: Po raz drugi wróciłeś do AC/DC w 2015 roku. Rok później na kilka miesięcy wokalistą grupy został Axl Rose z Guns ‘N’ Roses’. Czyją decyzją było zaproszenie go do składu?

CS: Myślę, że Angusa. Malcolma już wtedy nie było – jego miejsce zajął Stevie Young. Na tamtym etapie Angus był właściwie jednym dowodzącym AC/DC. A Axl jest absolutnie fantastycznym wokalistą. Idealnie pasował do AC/DC. Świetnie wywiązał się ze swojego zadania, a do tego okazał się miłym i dowcipnym facetem.

MM: Axl słynął z problemów - spóźniał się na próby, opóźniał koncerty… Tak przynajmniej było jeszcze kilkanaście lat temu w Guns ‘N’ Roses.

CS: W AC/DC nigdy się nie spóźnił. Zrobiliśmy mu swoisty obóz dla rekrutów. Powiedzieliśmy mu wyraźnie, że jeżeli coś spierdoli, nie tylko wyleci, ale i tego pożałuje (śmiech).

MM: A czy grając z AC/DC był jakiś utwór, który szczególnie lubiłeś grać, ale nie graliście go na żywo?

CS: Tak, „Riff Raff”. Uwielbiam ten numer. Graliśmy go czasem. W pewnym momencie po prostu wypadł z setlisty na rzecz czegoś innego. W końcu nie można cały czas grać tego samego (śmiech). Ale rozumiem to. W AC/DC jest zestaw żelaznych utworów, które po prostu muszą pojawić się na każdym koncercie jak „Back In Black”, czy „Highway To Hell”. Nie rozumiem zresztą artystów, którzy często nie chcą grać swoich największych przebojów. Przecież to po nie ludzie najczęściej przychodzą na koncerty!

MM: A gdy grałeś z The Firm, czyli zespołem Jimmy’ego Page’a i Paula Rodgersa, ludzie pewnie domagali się piosenek Led Zeppelin?

CS: Tak, ale to był zupełnie inny zespół. Mieliśmy własny repertuar, nagraliśmy dwie płyty. Myślę, że ludzie oczekiwali, że skoro w zespole jest Jimmy, to siłą rzeczy będzie grał też numery Led Zeppelin. Tak się jednak nie stało.

MM: W repertuarze Chris Slade Timeline macie „Kashmir” Led Zeppelin. Rozumiem, że nigdy nie grałeś go z Jimmym?

CS: Tylko na próbach (śmiech). To wspaniały utwór!

MM: Wiem, że macie w planach wydanie pierwszej płyty Chris Slade Timeline.

CS: Tak, płyta jest gotowa od dawna. Mam nadzieję, że okaże się w ciągu najbliższego miesiąca. Pojawi się na kompakcie i winylu. No i pewnie w sieci też będzie dostępna. Właśnie dostałem projekt okładki płyty do zatwierdzenia. Muzyka na płycie jest dość różnorodna – poruszamy się po różnych stylach rocka, ale nie stronimy też od blues’a.

MM: Wybierzesz się na któryś z nadchodzących koncertów AC/DC?

CS: Zamierzam. Zostałem poproszony o to, na który koncert chcę przyjść i wybrałem ten we Francji. Wszystkie pozostałe są już prawie wyprzedane.

MM: Myślisz, że wrócisz jeszcze kiedyś do AC/DC?

CS: Nie sądzę, choć bardzo bym chciał. Znam jednak dobrze Matta Lauga – to świetny perkusista. Grał między innymi z Alanis Morissette i Alicem Cooperem.

MM: Swoją drogą, masz jakiegoś ulubionego perkusistę wśród młodszych pokoleń?

CS: Nie znam praktycznie żadnych młodych perkusistów. Wiem, że były perkusista Sepultury Eloy Casagrande jest fenomenalny. Dowiaduje się o takich ludziach od mojego syna, który czasem wskazuje mi, na kogo zwrócić uwagę. Kojarzę jednak przede wszystkim muzyków z mojego pokolenia (śmiech).

MM: Dziękuję za rozmowę.

Polityka prywatnościWebsite by p3a