CLANN

CLANNGrzegorz Szklarek
Ukazał się album "Seelie" kanadyjskiego projektu CLANN stworzonego i kierowanego przez kompozytora, muzyka i filmowca Sebastiana McKinnona. Artysta opowiedział nam między innymi o magicznym świecie CLANN, fascynacji światem elfów i procesie powstawania płyty "Seelie".

- Nowa płyta CLANN jest zatytułowana „Seelie”. W tzw. języku średnio angielskim używanym w Anglii między XI a XVI wiekiem słowo to znaczyło „szczęśliwy” bądź „błogosławiony”. „Seelie” ma swój odpowiednik także w folklorze angielskim. Który z tych tropów jest właściwy i dlaczego użyłeś tego właśnie słowa jako tytułu albumu?

- Tytuł odnosi się do folkloru Wysp Brytyjskich, ale ma także nawiązane lingwistyczne o którym wspomniałeś. Istnieją dwie grupy elfów należące do dwóch różnych dworów: Seelie i Unseelie. Pierwszy z nich to elfy życzliwe, dobre i szczęśliwe, a więc „seelie”, zaś drugi zamieszkują elfy złe,  groźne dla ludzi, nieszczęśliwe (przeciwieństwo „seelie” czyli „unseelie”).  Piękny, czysty śpiew wokalistki Charlotte Oleeny, która występuje na tej płycie jest nawiązaniem do pierwszej z tych kategorii czyli dworu dobrych elfów („Seelie Court”).

- Czy możemy powiedzieć, że „Seelie” to tzw. „concept album”?

- Myślę, że tak. Ta płyta tworzy wyjątkowy fantastyczny świat zamieszkały przez specyficzne postaci takie jak na przykład dziewczyna z okładki albumu lub okrągła maska, która jest jednocześnie logo CLANN. Muzyka ma za zadanie zwabić słuchacza do tego świata tak, jak robią to Wróżki aby przyciągnąć do siebie śmiertelników w starych sagach. Gdy już słuchacz zatopi się w tym świecie odkryje, że istnieje tam nie tylko sama muzyka. Jest tam cały projekt filmowy związany z naszym brzmieniem.

- No właśnie: CLANN jest silnie związany z projektem filmowym KIN Fables. Mógłbyś nam go przybliżyć?

- KIN Fables obejmuje kilka płaszczyzn: naszą muzykę, oryginalną szatę graficzną, powstającą właśnie powieść graficzną oraz w szczególności serię krótkich filmów The KIN Fables Trilogy. Obecnie pracujemy nad pełnowymiarowym filmem fabularnym opartym o ten mityczny świat. CLANN stworzy oczywiście soundtrack do tej produkcji. Wszystko jest już przygotowane, ale w rozpoczęciu prac nad tym filmem stoi obecnie na przeszkodzie brak funduszy, które potrzebujemy, aby go porządnie wyprodukować. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku ten film zostanie ukończony.

- Czy CLANN jest Twoim solowym projektem czy też traktujesz go jako pełnoprawny projekt?

- Widzę go bardziej jako rodzinę powracających współpracowników. Ja komponuję i produkuję muzykę, ale charakterystyczne brzmienie CLANN jest tworzone przez wokalistkę Charlotte Oleena i wiolonczelistkę Chloe Picard.

- Jak doszło do Twojej współpracy z obiema tymi artystkami?

- Charlotte odkryłem na Youtubie i od razu wiedziałem, że znalazłem duszę tego projektu. Na szczęście mieszkaliśmy w tym samym mieście. Charlotte zgodziła się rozpocząć współpracę ze mną i obdarować swoim głosem projekt KIN Fables po tym, jak przesłałem jej maila z moimi pomysłami i konceptualnymi obrazami związanymi z tym projektem.

Chloe skontaktowała się ze mną, gdy w Internecie ukazał się pierwszy film z cyklu KIN Fables. Wyraziła chęć nagrania partii wiolonczeli do kolejnych produkcji z tej serii zatytułowanych „Salvage” i „Requiem”. Natychmiast „zażarło” między nami na płaszczyźnie muzycznej i tak wystartowała nasza współpraca. Chloe jest wyjątkowo dobra w tym co robi i wnosi dużo emocji do brzmienia CLANN.


- Gdy słucham śpiewu Charlotte mam skojarzenia z Elisabeth Fraser z grupy Cocteau Twins, która znakomitą większość piosenek tego zespołu śpiewała w nieistniejącym języku. Czy Wy także stworzyliście taki język na potrzeby CLANN?

- Praca z Charlotte w studiu nagraniowym była bardzo przyjemna i dawała mi dużo radości, gdyż nie chcieliśmy przywiązywać konkretnych słów do określnych nastrojów w piosenkach. Nie stworzyliśmy faktycznego języka, ale podczas licznych sesji nagraniowych Charlotte na przykład śpiewała poezję w różnych językach lub wyciągaliśmy z pudełka litery, z których tworzyliśmy przypadkowe słowa. Ona je śpiewała, a ja rejestrowałem. Gdy już miałem bardzo dużo takich sampli, mogłem się nimi bawić: ciąć, odwracać, wydłużać sylaby lub je przearanżować. Aż w końcu uzyskiwałem taki emocjonalny efekt, na którym mi zależało.

- Czy Chloe i Oleena robiły w studiu tylko to, co im zlecałeś, czy też miały swobodę artystyczną?

- Zawsze mają taką swobodę. Proces nagrywania wyglądał zwykle tak, że przynosiłem do studia nagraniowego szkic kompozycji, a one improwizowały na jego postawie. Gdy pracujesz w ten sposób, często zdarzają się chwile, gdy powstaje coś inspirującego. Dlatego też zachęcałem je, by wychodziły ze strefy komfortu i dawały coś od siebie. I rzeczywiście powstawało dużo niespodziewanych rzeczy, które zostały wykorzystane w kompozycjach, które trafiły na „Seelie”.

- Co jest takiego fascynującego w tym świecie wyspiarskiego folkloru?

- Ten świat przyciągał mnie już jako dziecko. Lubię idealizm i niewinność obecne w tych bajkach o rycerzach, ale jeśli chodzi o mityczne stworzenia takie jak elfy to najbardziej fascynująca jest ambiwalencja z nimi związana. Z jednej strony ludzie zawsze je podziwiali i jednocześnie się ich bali. Nigdy nie byli pewni, czy można im ufać. Jest to jednocześnie piękny, ale i niebezpieczny świat do eksplorowania.

- Wyobrażasz sobie siebie jako aktora?

- Tak, ale tylko wtedy, gdy nie będzie widać mojej twarzy. Uwielbiam pracować głosem.

- Czy album „Seelie” będzie promowany na koncertach?

- Tak, właśnie rozmawiamy z labelem płytowym House of Youth, jak najlepiej przygotować koncertową prezentację materiału z tego albumu.

- Dziękuję za rozmowę.

Polityka prywatnościWebsite by p3a