MM: Wiem, że Twoim zdaniem płyta „Kamień” trąci myszką. Nie do końca się z tym zgadzam, bo uważam, że ma specyficzny klimat i wręcz przesycona jest intymnością. Ewentualnie niektóre utwory mogą wydawać się za długie. Zastanawiam się jednak, jak z perspektywy czasu postrzegasz piosenki zawarte na tym albumie?
Kayah: Kiedy mówię, że trąci myszką, mam na myśli nasze możliwości realizacyjne w tamtym czasie. Rzeczywiście płyta jest bardzo intymna, do dziś aktualna. W tamtych czasach nie trzeba było się przejmować długością utworów, dziś to wielki luksus. Choć to moja pierwsza autorska płyta, sama mam więcej dumy z „JakaJaKayah”, ale sentyment do „Kamienia” jest oczywisty. Od tego krążka zaczęło się wszystko. Cała moja wielka przygoda z muzyką, komunikowaniem się z ludźmi za sprawą własnych tekstów. Piosenki pochodzą z okresu, kiedy codziennie coś pisałam i komponowałam. Nie miałam jednak wtedy obowiązków rodzinnych, zatem klawisze były moim nieodłącznym towarzyszem. Zazdraszczam tamtej mnie i tej łatwości w wyrażaniu siebie. Szczególnie w tak muzykalny sposób. Przypuszczam, że dla moich fanów „Kamień” jest ważny, bo wiąże się ze wspomnieniami o tyle szczególnymi, że pewnie byliśmy rówieśnikami i przeżywaliśmy podobne rozterki. Ale jestem im za to bardzo wdzięczna że są ze mną do dziś.
MM: Graliście koncerty po wydaniu „Kamienia”. Czy wykonywaliście na żywo wszystkie utwory z tej płyty?
Kayah: Tak, graliśmy w tamtych czasach wszystko. Nie graliśmy jedynie „Ja Chcę Ciebie” w szybkiej wersji. Ale w listopadzie to się zmieni (śmiech). Pamiętam, że pierwszy koncert był rejestrowany przez TV. Piękny do dziś. Odbywał się w śp. warszawskiej Fabryce Norblina. Przez dziurawy dach zaczął padać na scenę deszcz. Wyszło magicznie, choć nie było do końca bezpiecznie. W chórkach śpiewały ze mną Dzidzia-Monika Ambroziak i uwaga - Kasia Groniec!
MM: Koncerty z okazji jubileuszu płyty zagrasz niemalże ze wszystkimi muzykami, z którymi ją nagrałaś oraz z muzykami, którzy grają z Tobą obecnie, co jest jak najbardziej naturalnym posunięciem. Natomiast, czy nie chciałaś, by na basie zamiast Piotra Żaczka zagrał jednak Filip Sojka; na saksofonie Marek Podkowa zamiast Tomasza Busławskiego i Piotr Remiszewski zamiast Roberta Lutego na bębnach?
Kayah: Zależało mi, żeby zagrać tę trasę z moim obecnym składem. Jesteśmy bardzo zgrani, współpracuję z najlepszą sekcją rytmiczną w Polsce. Cieszę się, że udało się nam namówić Jose Torresa. W kwestii składu bardzo polegam na Krzysiu Pszonie, który jest kierownikiem muzycznym zespołu.
MM: Co jest najtrudniejszym elementem podczas przygotowań do nadchodzących koncertów jubileuszowych?
Kayah: Ha ha, nie uwierzysz! Chronologia koncertu!
MM: W wersji CD płyty „Kamień” znalazły się 3 remixy utworów „Cień Anioła Stróża”, „Jestem Kamieniem” i „Ja Chcę Ciebie”. To zdaje się Twoje autorskie remixy. Pamiętasz jaka była ich geneza?
Kayah: Pamiętam tylko „Ja Chcę Ciebie”. Namówił mnie na to Jacek Rodziewicz, saksofonista Republiki. Uwielbiam tę naszą wersję.
MM: Zauważyłem, że „Kamień” jest obecnie raczej ciężko dostępną płytą. Nie myślałaś o tym, by ją wznowić?
Kayah: Owszem. Pojawi się reedycja, a także po raz pierwszy winyl, którego domagali się fani. Aż żal kaset!
MM: A kiedy możemy spodziewać się Twojej nowej płyty z premierowym materiałem?
Kayah: Już niedługo wchodzę do studia z Jasiem Smoczyńskim, Michałem Barańskim i Michałem Miśkiewiczem. Szykuje się jazz (śmiech) Jakoś do popu mi coraz dalej…
MM: Dziękuję za wywiad.
Foto: Piotr Porebsky