- Masz bogate CV artystyczne, ale Twój debiutancki solowy album studyjny ukazał się dopiero teraz. Dlaczego?
- Pewnie dlatego, że dopiero teraz byłam gotowa na wydanie tej płyty. Wydaje mi się, że okres przygotowań do wydania tego albumu zajął całe moje muzyczne życie, a nie tylko ostatnie 2 lata podczas których powstawały nagrania. Już 10 lat temu pojawił się pomysł, by opublikować autorską twórczość. Jednak uważam, że dobrze zrobiłam wstrzymując się z tym tyle lat. Według mnie ta płyta jest spójna, co nie było wcale takie oczywiste - pozostaję pod wpływem wielu gatunków muzycznych, nie tylko mojej ulubionej muzyki rockowej. Chciałam jednak, by tych 12 utworów było spójnych stylistycznie. Punktem zwrotnym było na pewno poznanie Krzysztofa Pacana, który jest producentem muzycznym, współkompozytorem utworów na płycie i basistą. Posłuchał tego, co mam do powiedzenia muzycznie i stwierdził, że nie powinnam się dłużej wstrzymywać z wydaniem płyty. Dodał mi także odwagi mówiąc, że muzyka rock’n’rollowa, niekoniecznie podążająca za aktualnymi trendami, jest przecież moim naturalnym językiem a co za tym idzie, najlepszą estetyką dla mojej płyty.
- Wydałaś płytę dzięki zwycięstwu w konkursie zorganizowanym przez radiową Czwórkę. Wyobraź sobie, że jesteś w jury tego konkursu. Za co byś doceniła ten album czyli co według Ciebie jest takiego na tym krążku, co docenili jurorzy?
- Mogę jedynie zgadywać albo odwołać się do artykułu na stronie Polskiego Radia, w którym jury argumentuje swoją decyzję. Ten konkurs jest wyjątkowy, gdyż aby wziąć w nim udział należy dostarczyć gotowy materiał na płytę - już po masteringu. Zdarzyło mi się pukać do drzwi wytwórni płytowych i żeby zwrócić na siebie uwagę wśród setek innych artystów-debiutantów trzeba mieć znajomości albo łut szczęścia, a najlepiej jedno i drugie. W przypadku konkursu w Czwórce, każdy mógł wystartować z tego samego poziomu i zgłosić około godziny swojej muzyki, pełny album, a nie tylko jedną piosenkę czy dwie. To naprawdę jest niespotykane. Być może mój album spodobał się jury przez to, jak brzmi właśnie w całości, od początku do końca. Wierzę także, że rock w programie 4 Polskiego Radia jest gatunkiem, dla którego wszyscy mają dużo sympatii.
- Ty nagrałaś większość instrumentów na płycie, ale jednocześnie w sesjach nagraniowych brało udział kilku muzyków. Jak wyglądała Wasza współpraca i czy Ty podejmowałaś ostateczne decyzje?
- Mam taki charakter, że jest we mnie bardzo dużo lidera. Ale muszę to trochę temperować we współpracy z innymi muzykami, gdy zależy mi na ich opinii oraz udziale. Nie ukrywam, że było kilka sytuacji, gdy dochodziło do spięć z Krzyśkiem Pacanem na tle muzycznym, ale ostatecznie wynikły z tego bardzo dobre rzeczy. Cały czas się uczę i jeśli nawet w pierwszym odruchu chciałabym o wszystkim decydować, to jednak potrafię spojrzeć na rzeczy z dystansem i biorę pod uwagę zdanie innych. Pracując ze świetnymi muzykami nie mogłabym nie słuchać ich opinii. Oczywiście jest to mój autorski, solowy projekt pod którym podpisuję się imieniem i nazwiskiem, ale jest bardzo istotne to, kto na tej płycie zagrał. A są to: wspaniali Paweł Zalewski, Przemek Pacan, Tomasz "Harry" Waldowski, Kamil Barański, Róża Dudziewicz, moja mama Bożena Zalewska, Artur Gierczak. I oczywiście nieoceniony Krzysiek Pacan, który jest współkompozytorem płyty, nagrał większość partii gitary basowej i jest współodpowiedzialny, wspólnie ze mną, za brzmienie albumu.
- Jesteś także autorką tekstów. Skąd czerpiesz inspiracje?
- Z własnych doświadczeń i obserwacji osób, które mnie otaczają. Choć może zabrzmi to banalnie, inspiruje mnie całe życie. Jest tak złożone, że każda najmniejsza rzecz może zainspirować do refleksji. Dodatkowo, co jest u mnie rodzinne, bardzo lubię patrzeć wstecz. Nie tylko w kwestii muzycznej. Lubię pochylić się nad tym "skąd się wzięłam" i dlaczego jestem tu, gdzie jestem. Lubię rozmyślać nad tym, jak wiele rzeczy miało na to wpływ. Moja rodzina ma aż dwustuletnią tradycję muzyczną i wszystkie anegdoty rodzinne sobie przekazujemy z pokolenia na pokolenie. W dzisiejszych czasach nie spotyka się często sytuacji, by młodzi ludzie lubili zanurzać się w swoją przeszłość, w historie swoich przodków. Tak więc inspirująca jest zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość, ale także marzenia. W moich tekstach jest sporo życzeniowej postawy i refleksji nie tylko nad tym, co już mnie ukształtowało, ale także o tym, czego bym sobie życzyła.
- Czy w Twojej rodzinie były oczekiwania byś została muzykiem czy też był to Twój wybór?
- Pewnie gdybym nie chciała grać to moi rodzice życzyliby sobie, abym to robiła i staraliby się mnie do tego zachęcić. Jednak jak daleko sięgam pamięcią to moje wspomnienia są związane z muzyką. Jeździłam z rodzicami na koncerty. Byłam małą dziewczynką, ale doskonale pamiętam scenę, na której występują moi rodzice i to, jakie mam odczucia w związku z tym, co widzę i słyszę. Wiem, że oni bawią się w jakąś super zabawę, fajnie to brzmi i czuję jak bardzo chciałabym wziąć w tym udział (śmiech). Więc jak już zdarzyła się taka okazja, to chwyciłam za instrument i zaczęłam się do tej "zabawy" włączać. Pierwszym instrumentem były skrzypce, ale rodzice dali mi wybór i równolegle zapisali mnie na lekcje fortepianu. Jako sześcioletnie dziecko podjęłam całkiem świadomą decyzję, że wolę skrzypce. Moi rodzice mieli oczywiście ogromny wpływ na to, że jestem muzykiem, ponieważ pokazali mi muzykę jako atrakcyjną na tyle, że chciałam ich naśladować. Zawsze jednak pozostawiali mi wybór, co jest bardzo ważne dla młodego człowieka. Jeśli się coś mocno narzuci dorastającemu człowiekowi, to jego bunt będzie jeszcze większy niż ten, który jest naturalnym udziałem niemal każdej dojrzewającej osoby (śmiech).
- Chciałbym jeszcze wrócić na chwilę do tekstów na tej płycie. Dwa z nich są po angielsku, a reszta po polsku. Dlaczego nie chciałaś zrobić całej płyty w naszym języku bądź języku Szekspira?
- Długo się nad tym zastanawiałam. Tak naprawdę wyniknęło to z tego, że mam szczęście całkiem dobrze znać język angielski i mogę sobie wybrać, w którym języku napiszę dany tekst. W związku z tym, że lubię brzmienie języka angielskiego, postanowiłam część tekstów zostawić w tym języku, choć mam ich polskie wersje. Nawet zrobiłam taki eksperyment i nagrałam kilka utworów w obu językach – na przykład piosenkę „Whatever”. Może kiedyś pokażę światu polski tekst. Płyta jest głównie po polsku i jeśli miałabym wybrać jeden język, to skłaniałabym się w kierunku języka polskiego, bo jest dla mnie naturalny, choć wcale nie najłatwiejszy do śpiewania.
- Masz na koncie bardzo dużo kooperacji muzycznych m.in. Moniką Borzym, Kayah, Perfectem, Grzechem Piotrowskim. Czy po wydaniu tej debiutanckiej płyty nie powinnaś jednak skupić się na swojej karierze i muzyce rockowej, abyś była jednak kojarzona jako Marta Zalewska?
- Masz rację i robię wszystko by właśnie tak się stało. Ta płyta pojawiła się w momencie, w którym mogę już coś dla niej poświęcić. Przez wiele lat chciałam ze wszystkiego czerpać i nie potrafiłam skupić się na swoich działaniach solowych. Dodatkowo, cały czas uczę się od artystów, z którymi współpracuję i to mnie rozwija a zarazem pomaga budować mi własny język muzyczny. Jednak teraz się odważyłam , aby wypowiedzieć się własnym autorskim głosem, a to kosztuje bardzo dużo, bo całą historię bycia muzykiem sesyjnym trzeba próbować powoli zamknąć albo przynajmniej ograniczyć. Oczywiście dla fonograficznego debiutanta, droga od wydania pierwszej płyty do wyprzedanych tras koncertowych i kalendarza wypełnionego po brzegi jest bardzo długa. Na razie działam metodą małych kroków, choć wszystko, co dzieje się teraz, od wydania tej płyty jest dla mnie olbrzymim skokiem do przodu i idealnym początkiem.
- Dziękuję za rozmowę.