-Tytuł albumu „We Fucked A Flame Into Being” został zaczerpnięty z opowiadania „Kochanek Lady Chatterley” D.H.Lawrence’a. Skąd pomysł, by wykorzystać ten właśnie cytat?
- Około 10 lat temu, gdy jeszcze nawet nie myślałem o nagraniu tej płyty ani założeniu projektu Warhaus, przeczytałem książkę „Kochanek Lady Chatterley” i pomyślałem sobie, że cytat „We Fucked A Flame Into Being” idealnie nadawałby się na tytuł płyty. Po kilku latach okazało się, że nikt nie nagrał albumu z takim tytułem, więc ja postanowiłem taką płytę stworzyć (śmiech). Miałem więc tytuł płyty zanim ona powstała. Wiesz, lubię w życiu kontrasty i taki właśnie wydał mi się ten cytat. Z jednej strony jest brutalny i wulgarny, ale z drugiej strony jest romantyczny. I właśnie taką wizję muzyki Warhaus miałem tworząc ten projekt. Z jednej strony są to piosenki „brudne” i walące słuchacza po głowie, ale z drugiej strony pełne zmysłowości i romantycznej aury. Płyta jest także z jednej strony nowoczesna, ale i mająca staromodne brzmienie…
- Dużo na niej odniesień do lat 60-tych i 70-tych. Słychać tu Serge’a Gainsbourga i Leonarda Cohena…
- Zgadza się, tak właśnie chciałem, by ta płyta brzmiała. „We Fucked” brzmi nowocześnie, współcześnie, zaś „Into Being” ma w sobie taki staromodny pierwiastek. I jeszcze jedno: gdy przeczytasz ten tytuł – wyda ci się on dynamiczny i mocny, ale z drugiej strony – nic nie znaczy. To znowu ten kontrast, który tak bardzo lubię.
- Dlaczego zdecydowałeś się założyć Warhaus? Praca w grupie Balthazar już ci nie wystarczała?
- Zawsze lubiłem twórczość takich songwriterów jak Bob Dylan, Serge Gainsbourg czy Leonard Cohen. Moje ulubione albumy tych wykonawców były nagrane przez tych artystów solo lub z 1-2 muzykami. Czuć, że są to płyty bardzo osobiste zarówno od strony muzycznej, jak i tekstowej. Wiesz, uwielbiam pracę w grupie Balthazar i współpracę z moimi przyjaciółmi z tego zespołu. Ale pewnych dźwięków nie nagram z nimi, pewnych rzeczy nie odkryję grając w tym zespole. Mogę to zrobić jedynie tworząc na własny rachunek. Dlatego postanowiłem założyć Warhaus. A poza tym, tytuł tej płyty nie pasowałby do żadnego albumu Balthazar (śmiech).
- Masz 29 lat i powiedziałeś niedawno, że ta płyta jest dla Ciebie podsumowaniem pewnego etapu w życiu. Czy gdybyś zbliżał się do 40 lub 50 roku życia, „We Fucked A Flame Into Being” brzmiałoby inaczej?
- Myślę, gdybym tę płytę nagrał kilka miesięcy później to brzmiałaby inaczej niż teraz. Będąc muzykiem cały czas odkrywasz nowe brzmienia i dźwięki. A co do podsumowania pewnego etapu w moim życiu, to rzeczywiście, ten album jest pewnym podsumowaniem. Wkrótce zacznę 30 rok życia i chciałem w tych piosenkach pokazać, kim byłem w kończącej się właśnie dekadzie mojego życia. Chciałem napisać o moich byłych dziewczynach, głupich rzeczach jakie zrobiłem i tak dalej. To wszystko jest na „We Fucked…”.
- Twoje teksty mają więc źródło w Twoich doświadczeniach życiowych?
- Tak, każda piosenka ma swoje odbicie w wydarzeniach z mojego życia bądź traktuje o kobietach, które spotkałem.
- Ale jest na tym krążku kompozycja, a mianowicie „Against The Rich”, która jest chyba jedynym nie-miłosnym utworem na tym wydawnictwie. O czym traktuje ta piosenka?
- To utwór opowiadający o tej chwili, gdy jako muzyk zaczynasz zarabiać spore pieniądze i musisz się nagle zderzyć z bardziej biznesową stroną działalności muzycznej. Nagle zaczyna otaczać ciebie cały sztab ludzi z wytwórni płytowej, zaczynasz udzielać wywiadów, jeździć z koncertami po całej Europie. Ten utwór to coś w rodzaju spowiedzi przed samym sobą. Jeszcze niedawno grałeś sobie dla przyjaciół, aż tu nagle stać ciebie na zakup dobrego samochodu i wyjście do dobrej restauracji. Czuję się z tym niezręcznie.
- A o czym jest utwór „Bruxelles”? To piosenka o miłości do miasta czy do dziewczyny pochodzącej z Brukseli?
- To typowa piosenka „rozstaniowa”. Opowiada o końcu mojego związku z dziewczyną z Brukseli. Ja pochodzę z Ghent i przeprowadziłem się do niej do stolicy. Po zakończeniu związku pożegnałem się z nią i pożegnałem się z Brukselą i wróciłem do swego rodzinnego miasta.
- Lubię klimat czarno-białego teledysku do utworu „The Good Lie”. Jest on utrzymany w stylistyce rodem z lat 50 i 60 ubiegłego wieku, a muzyka i obraz pasują do siebie niemal perfekcyjnie. Jak wyobrażasz sobie idealny film z muzyką Warhaus?
- Hmmm…trudne pytanie….Myślę, że byłby to jakiś film Romana Polańskiego. Na przykład „Gorzkie gody”. Tak, zdecydowanie „Gorzkie gody”.
- Jaka przyszłość czeka Warhaus? Czy jest to jednorazowy projekt czy też planujesz kolejne nagrać kolejną płytę?
- Na pewno powstanie kolejna płyta Warhaus. Nie wiem kiedy, ale na pewno będzie. Najpierw chcę nagrać płytę z Balthazar. Warhaus to jest mój solowy projekt i mam o tyle łatwiej w porównaniu z Balthazar, że mogę w każdej chwili zacząć komponować i nagrywać nowe utwory bez proszenia kogokolwiek o pomoc.
- Dziękuję za rozmowę.