Misia Furtak

Misia FurtakMaciej Majewski
Pod koniec stycznia ukazała się pierwsza pełnowymiarowa solowa płyta Misii Furtak. Wokalistka i kompozytorka, znana z działalności w grupie très.b, czy w kooperacji z Piotrem Kalińskim pod szyldem Ffrancis, przygotowała intymną, przestrzenną i wrażliwą płytę „Co przyjdzie?”, która wciąga słuchacza w niezwykły świat dźwięków niepokojących, głębokich, ale jednocześnie niezwykle ujmujących. O szczegółach tego wydawnictwa Misia opowiedziała nam w poniższej rozmowie.

MM: W książeczce płyty napisałaś, że to album o zmianach. Zarówno gwałtownych, jak i powolnych, których czasem nie zauważamy. Słuchając tej płyty, zastanawiam się jednak, czy nie jest ona asekuracyjna. Czytając zaś teksty, odnoszę wrażenie, że w jakiś sposób się wzdrygasz przed podjęciem pewnych decyzji.

MF: Nie, to zdecydowanie nie jest płyta asekuracyjna. Robiłam w życiu różne rzeczy asekuracyjne, ale ta nie jest jedną z nich. Zastanawia mnie jednak, dlaczego uważasz ją za taką płytę?

MM: Począwszy od tytułów piosenek takich jak „Będzie gorzej”, „Skończy się”, „Co przyjdzie?”, a skończywszy na ich zawartości tekstowej. Nie całej oczywiście, ale jednak w dominującej części tej płyty.

MF: Powiem Ci, że nie do końca to rozumiem. Owszem, te teksty niosą ze sobą jakąś obawę, ale ona mnie nie blokuje. Mówię o tym, że to jest trudne, ale jednak w tym jestem, robię to. Gdybym się chciała asekurować, to zwróciłabym się w kierunku czegoś innego. Byłabym w innej branży, prowadziłabym inne życie, nie utrudniałabym go sobie. Nie jestem masochistką i nie robię rzeczy, których nie chcę robić. To jest absolutnie świadoma droga i nie ma w niej asekuranctwa, zwłaszcza, że decyzje, które podejmuje, to nie jest pierwszy lepszy wybór, by było najłatwiej. Zresztą przez całe swoje życie nie podejmowałam takich prostych wyborów. Dlatego uważam, że ta płyta jest wręcz demaskująca.

MM: A czy to jest zamknięcie jakiegoś etapu w Twoim życiu?

MF: Ta płyta jest swoistym łącznikiem. To podsumowanie kilku rzeczy, ale nie wsobne. To co się działo w moim życiu, zainspirowało mnie do tego, by powiedzieć coś o sobie, ale jednocześnie spojrzeć na szerszy kontekst. W związku z tym ta płyta ma bliskie i dalsze plany. Poza tym w jakimś stopniu jest powrotem do pewnych rzeczy, z których się muzycznie wywodzę oraz obserwacją rzeczywistości, która nas otacza w tej chwili.

MM: Na płycie wsparli Cię Hania Raniszewska, Olek Orłowski i Piotr Madej. Jak wyglądał ich wkład w ten album?

MF: Kiedy w lipcu 2017 roku postanowiłam skończyć tę płytę,w pierwszej kolejności zgłosiłam się do Olka. Napisaliśmy wcześniej razem dwa utwory - „Pamięć” i „Skończy się”. Zależało mi na tym, żeby te piosenki znalazły się na płycie. Poza tym bardzo mi pomagał także przy reszcie utworów, podczas nagrywania wokali, czy partii smyczkowych. Dograł też gitarę do „Skończy się”. Odbijałam od niego pomysły produkcyjne. Na początku powiedziałam mu, że w tych piosenkach nie będzie bębnów, co bardzo go ucieszyło i powiedział, że wchodzi w to. To pierwsza rzecz muzyczna, w której brał udział, w której nie było perkusji (śmiech). Potrzebowałam opinii z zewnątrz. Nie wielkiego pana producenta, który rozstawi mnie po kątach, tylko kogoś zaufanego, z kim będę się czuła bezpiecznie, i kto spojrzy na to innym okiem. Olek był właśnie taką osobą przy tej płycie. Z kolei Hania wybrała sobie te piosenki, które najlepiej czuła i które ją ciekawiły. Razem stworzyłyśmy trzy utwory: „Nie zaczynaj”, „Go to sleep” i „Bez czterech rąk”. Stąd też podobnie jak w przypadku Olka, jest wymieniona jako współkompozytorka. Poza tym pomogła mi przy partiach smyczkowych. W ich nagraniu brał udział ten sam kwartet, który nagrywał również z Hanią w grupie tęskno oraz w jej solowych rzeczach. Na końcu pojawił się Piotrek Madej. Byłam u niego studio latem 2018 roku. Zgłosiłam mu kilka wątpliwości, co do brzmienia gitar, czy tych trzeszczących odgłosów w „Skończy się”. Szukaliśmy dodatkowych soundów. Dograłam też u niego dodatkowe gitary. Słuchałam jego sugestii. Czasami miał kompletnie inne pomysły na te utwory, z których jednak nie skorzystałam (śmiech).


MM: A czy z kolei współpraca z Piotrem Kalińskim pod szyldem Ffrancis miała jakiś wpływ na „Co przyjdzie?”

MF: Akurat nie. Pracowałam niezależnie nad oboma płytami, mimo iż momentami odbywało się to jednocześnie. Był taki moment, że zastanawiałam się, czy nie przerzucić pomysłów między tymi projektami. Początkowo zakładałam na przykład, że „Lekarstwo” ukaże się na mojej solowej płycie. Ostatecznie trafiła jednak na „Off The Grid”. Myślę, że oba te albumy są w jakimś stopniu kompatybilne ze sobą.

MM: Gdy rozmawiałem z Wojtkiem Mazolowskim na temat płyty „Chaos pełen idei”, opowiadał mi jak zaśpiewałaś „Love at first sight” do melodii „Heart-Shaped Box” Nirvany. Powiedział mi, że podobno biegałaś z tą piosenką Kylie Minogue. A czy ze swoimi piosenkami też biegałaś?

MF: (śmiech) Nie. Zresztą od bardzo dawno nie biegałam. Faktycznie miałam playlistę do biegania i ta piosenka Kylie Minogue też się tam znalazła, bo na mnie działała. Pomyślałam sobie, że ten tekst jest bardzo dobry i gdyby go zaśpiewać mroczniej, nabrałby kompletnie innego charakteru. Nagrałam go na laptopa, śpiewając do macbookowego mikrofonu. Oczywiście było to ciche, ale nawet fajne. Zresztą Wojtek pierwotnie chciał wykorzystać tę moją wersję (śmiech). A że nagrywaliśmy w studio na setkę, to forma też jest inna. Ta stuprocentowa emocja jest jednak w tej mojej demówce.

MM: Na płycie „Co przyjdzie?” są też dwa utwory instrumentalne, w których pięknie ‘opowiadasz’ dźwiękami, czyli „Tysiąc” i „Space”. O czym są te utwory?

MF: Rzeczywiście w tych utworach gram tylko ja, albo midi. To kwestia aranżacji, że są one takie gęste. Muzyka klasyczna, czy właśnie instrumentalna bardzo działa na moją wyobraźnię. Wyświetlają się różne obrazy w głowie. „Space” być może faktycznie jest trochę kosmiczny… Wiesz, nie lubię opowiadać, o czym one są, czy nadawać im sensu. One służą temu, by otworzyć głowę, resetować się w jakiś sposób.

MM: Grasz jeszcze na słynnej gitarze z motylkiem?

MF: Tak, zdarza mi się na nim grać i również pisałam przy jego użyciu. Jest zatem cały czas w użyciu i od czasu do czasu się pojawia.

MM: Co zatem przyjdzie…?

MF: Nie wiem. To nie jest tak, że zadaję to pytanie i znam na nie odpowiedź. Po prostu je zadaje. Te, jak i inne pytania, które pojawiają się na tej płycie, posłużą – mam nadzieję – do uruchomienia jakichś procesów myślowych. I że być może zaczniemy się wszyscy nad tym zastanawiać, a może każdy dojdzie do czegoś osobno.

MM: Na mnie ta płyta podziałała kojąco i w jakiś sposób mnie ‘utuliła”, co nie jest wcale takie oczywiste, zwłaszcza, że nie zawiera ona najweselszych dźwięków.

MF: To bardzo miłe, bo o to mi chodziło. Sama szukałam takich odczuć w muzyce innych. Próbowałam siebie otoczyć takimi bezpiecznymi rzeczami. Pisząc tę płytę, chciałam się znaleźć w bezpiecznej przestrzeni i odciąć się od bodźców rozpraszających.

MM: Będą koncerty?

MF: Tak, zaczęłam już grać koncerty wcześniej – od połowy ubiegłego roku - żeby poniekąd sprawdzić wstępne instrumentarium i oswoić się z tym materiałem. Najbliższy koncert zagramy 16 lutego w Wolskim Domu Kultury w Warszawie, a kolejny 1 marca w Teatrze na Plaży w Sopocie.

MM: Dziękuję za rozmowę. 

Polityka prywatnościWebsite by p3a