Tom Hunting (Exodus)

Tony HuntingMaciej Majewski
Perkusista Tom Hunting to bardzo sympatyczny i dość spokojny rozmówca. Przeczy temu ogromna energia, jaką raczy nas podczas koncertów Exodus, którego z małymi przerwami jest członkiem od samego początku istnienia grupy. O tym, co dzieje się w zespole obecnie, o jego ostatniej płycie oraz o wspomnieniach z przeszłości, opowiedział mi podczas krótkiej, acz treściwej rozmowy tuż przed koncertem grupy, który odbył się 15 czerwca w warszawskim klubie „Proxima”.

MM: Nie ma dzisiaj z Wami Gary’ego (Holta, gitarzysty i założyciela Exodus – przyp. MM). To z powodu jego zobowiązań w Slayer?

TH: Dokładnie tak. Gary zaczyna właśnie trasę Mayhem ze Slayerem po Stanach. Zastępuje go Kragen Lum, który jest totalnym wymiataczem (śmiech)

MM: Kilka miesięcy temu rozmawiałem ze Stevem „Zetro” Souzą (wokalistą Exodus – przyp. MM). Opowiadał o tym, jak ekscytująca była dla niego sesja Waszej ostatniej płyty „Blood In, Blood Out”. A jak to wygląda z Twojej perspektywy?

TH: Dla mnie to była wyjątkowo prosta sesja. Swoje partie przygotowałem w moim własnym studiu w domu. Potem pojechałem do innego studia i po prostu je nagrałem. Następnie przenieśliśmy się do innej lokalizacji, gdzie wszystko wrzucaliśmy na twardy dysk komputera. Na koniec wpadałem sprawdzić, jak idzie reszcie chłopaków, robiliśmy jakieś drobne poprawki. To była przyjemna sesja, pracowaliśmy na zmiany, robiliśmy dużo grillów, trochę jak na wypadzie na obóz.

MM: Jaka była Twoja reakcja, gdy dowiedziałeś się, że Zetro wraca do zespołu? 

TH: To fantastyczna sprawa, stary! Teraz możemy powiedzieć, że miesiąc miodowy się skończył, bo Zetro jest z nami od ponad roku (śmiech). Ale świetnie sobie radzi. Jest bardzo zaangażowany, żyje naszą muzyką. Poza tym uważam, że śpiewa dużo lepiej, niż w przeszłości.

MM: Twoim pomysłem było nagranie „Angel Of Death” z repertuaru Angel Witch na „Blood In, Blood Out”? W końcu grałeś w tym zespole przez jakiś czas. A w Waszej wersji nawet śpiewasz w tym utworze...

TH: To jest specyficzna piosenka. Exodus zawsze inspirował się muzyką Angel Witch, podobnie zresztą jak inne zespoły thrashmetalowe. Megadeth, Slayer, Metallica – wszyscy jesteśmy przesiąknięci duchem muzyki Angel Witch. Jak zauważyłeś, miałem przyjemność grać z Kevinem (Heybournem, wokalistą i gitarzystą Angel Witch - przyp. MM) i resztą chłopaków. Uwielbiam ich oraz ich muzykę. Nasza wersja „Angel Of Death” pochodzi jeszcze z sesji do poprzedniej płyty Exodus. Postanowiliśmy coś z tym zrobić, a ja zdecydowałem się zaśpiewać. To było ciekawe doświadczenie. Początkowo nie byłem zbyt dobrze przygotowany. Znam przecież ten utwór bardzo dobrze, bo nawet go grałem (śmiech). Natomiast nie byłem wystarczająco dobrze fizycznie przygotowany do jego zaśpiewania. Starałem się jednak najlepiej jak mogłem i myślę, że brzmi dobrze. Mam nadzieję, że Kevinowi też się podoba (śmiech).

MM: A czy Twojego autorstwa jest ta rytmiczna partia w „Body Harvest”?

TH: To kompozycja Lee Altusa (gitarzysty Exodus – przyp. MM). Pracowaliśmy nad nią wspólnie i akurat partię, o której mówisz opracowaliśmy dość szybko. Natomiast praca nad resztą tej piosenki to był pieprzony koszmar (śmiech). Lee pracuje wolno. Siedzieliśmy nad tym przez ponad 4 godziny, a nie mieliśmy nawet 1,5 minuty muzyki! Odchodziłem już od zmysłów. Chciałem to wreszcie skończyć! Następnego dnia do studia przyszedł Gary i mówię: „Człoweku, Lee wykończył mnie wczoraj tym numerem!”. A on na to: „Mam tu coś innego. Posłuchaj” I z miejsca napisaliśmy „Collateral Damage” w 2 godziny (śmiech). Natomiast muzyka, którą tworzy Lee musi dojrzewać, jak dobre wino. Gary pisze zdecydowanie (szybciej).

MM: Jesteś jedynym członkiem zespołu, który jest w zespole od samego początku jego istnienia, pomimo dwukrotnej rozłąki. Jakbyś określił drogę, jaką przebył Exodus z perspektywy tych 35 lat istnienia?

TH: O, człowieku! To jest nie do opisania! Moje odejścia z zespołu nie były spowodowane waśniami, alkoholem, czy narkotykami. Po prostu musiałem opuścić zespół, bo nie dawałem rady. Czułem się psychicznie i fizycznie chory, co zaczynało działać na moją głowę. W takim stanie nie da się pracować, więc musiałem zrezygnować z gry w zespole na jakiś czas właśnie po to, by dokończyć podróż. Ale masz rację. To długa podróż, podczas której zmagaliśmy się z różnymi problemami, jak uzależnienia od narkotyków, śmierć, czy ciągłe zmiany składów. Na szczęście przetrwaliśmy. Dzięki temu nadal możemy grać i tworzyć.

MM: Dziękuję za rozmowę. 

Foto: Bruce Getty / oficjalna strona www zespołu

Polityka prywatnościWebsite by p3a