- „Culture of Volume” to twoja druga płyta, a bardzo często mówi się, że drugie wydawnictwa są najważniejsze i najtrudniejsze do nagrania. Jak to było w twoim przypadku?
- Rzeczywiście, „Culture of Volume” to dla mnie bardzo ważne wydawnictwo. Przede wszystkim cieszę się, że udało mi się wydać ten album w nieco ponad rok po debiucie, dzięki czemu udało mi się utrzymać tempo i klimat pierwszej płyty. Zależało mi na udanej kontynuacji tego, co zaprezentowałem na „Total Strife Forever”. Jednak nie czułem napięcia związanego z nagrywaniem „Culture of Volume”. Byłem zrelaksowany i pewien swoich możliwości. Niemal od samego początku czułem, że to będzie dobra płyta.
- Pierwsze słowa jakie padają na tej płycie brzmią: “The end result is not what was in mind”. Czy to oznacza, że finalny efekt był inny niż to zaplanowałeś na początku prac nad płytą?
- Tak, na początku myślałem, że będzie to bardziej instrumentalna płyta – taka w stylu „Total Strife Forever”. Ale w trakcie pracy nad tym wydawnictwem zacząłem dokładać coraz więcej swojego śpiewu do nowych kompozycji, które z kolei zaczęły przybierać formy bardziej piosenkowe i popowe.
- „Culture of Volume” powstało w twoim domowym studio. Czy płyta brzmiałaby inaczej, gdybyś nagrał ją w wynajętym, profesjonalnym studio nagraniowym?
- Na pewno brzmiałby inaczej, gdyż powstałby w innych okolicznościach, w innym otoczeniu i przede wszystkim pod presją czasu. Ale muszę ci powiedzieć, że jestem zadowolony z tego, że mogę nagrywać w domu. Pierwsza płyta też została nagrana w mojej sypialni. Oba albumy traktuję bardziej jak projekty muzyczne, które powstały w moim domu niż jako płyty czyli zamknięty zbiór piosenek. Bonusem pracy w domu jest także to, że mogę wszystko tworzyć samemu: muzykę, słowa do piosenek, dobierać aranżacje i tak dalej.
- Jednak na „Culture of Volume” pojawia się kilku współpracowników jak chociażby Hannah Peel, które zajęła się aranżacjami instrumentów smyczkowych czy słynny producent Graham Sutton znany ze współpracy z British Sea Power czy Jarvisem Cockerem…
- Tak, ale wpadłem na pomysł zaproszenia ich już podczas pracy nad nowymi utworami. Na samym początku wszystko miało być nagrane oraz wyprodukowane wyłącznie przeze mnie. Pomyślałem jednak, że nie zaszkodzi mi poprosić kogoś do współpracy. I rzeczywiście: Hannah stworzyła świetne brzmienia instrumentów smyczkowych, zaś Graham znakomicie zmiksował ten album.
- Czy myślisz o nagraniu kolejnej płyty z pełnym zespołem muzyków?
- Wiesz, jak dotąd na koncertach występuję sam. Obsługuję wszystkie instrumenty, projektuję też oświetlenie sceny i tak dalej. Stopniowo zaczynam się przychylać ku perspektywie współpracy z większą grupą ludzi. Pierwszy krok uczyniłem podczas nagrywania nowej płyty. Ale musiałbym spotkać naprawdę dobrych muzyków, którzy nie tylko zrozumieliby moją wizję muzyki, ale także potrafiliby aktywnie włączyć się do tworzenia nowych kompozycji. A znalezienie takich muzyków wcale nie musi być łatwe.
- A jak wygląda proces tworzenia nowych utworów East India Youth? Najpierw tworzysz muzykę czy teksty utworów?
- Każda piosenka powstaje w inny sposób i być może dlatego mają one różny charakter. Dzięki temu „Culture Of Volume” jest tak różnorodną płytą, na której masz zarówno utwory „radio friendly” trwające 4 minuty jak i kompozycje rozbudowane trwające 10 minut. Byłoby dla mnie nudne, gdyby proces tworzenia utworów wyglądał zawsze tak samo. Ale w większości przypadków, na nowej płycie teksty powstały na końcu, do gotowej muzyki.
- Skąd czerpiesz inspiracje do tekstów piosenek?
- Napisanie tekstów tym razem przyszło mi z trudnością. Dlatego, jak wspomniałem przed chwilą, tworzyłem je na końcu. Nie czuję się „tekściarzem”, ale gdy już te słowa powstały, to jestem z nich bardzo zadowolony. Nie miałem jakiś konkretnych inspiracji. Teksty powstały na bazie moich obserwacji osób, wspomnień pewnych wydarzeń z przeszłości. Bardziej chodziło mi o to, by słowa pasowały do klimatu danej kompozycji i tworzyło z nią zamkniętą całość.
- Nowy album ukazał się w słynnym labelu płytowym XL Recordings. Dlaczego twój wybór padł na tę wytwórnię?
- Byłem z nimi w kontakcie już od kilku lat i przez ten czas budowaliśmy wzajemne stosunki. W końcu, tuż po ukazaniu się „Total Strife Forever”, zaproponowali mi podpisanie kontraktu płytowego. Dla mnie, jako wielkiego fana wykonawców z katalogu XL Recordings, jest ogromnym zaszczytem bycie częścią tej firmy. To jeden z najbardziej niezwykłych labeli płytowych pod słońcem.
- A wyobrażasz sobie East India Youth w katalogu jednej z dużych wytwórni płytowych?
- Wiesz, jeszcze niedawno trudno mi było wyobrazić siebie w XL Recordings (śmiech). Tym bardziej ciężko jest mi wyobrazić sobie East India Youth w Universalu czy Sony…
- Ale masz świadomość tego, że jest kwestią czasu to, że wielkie wytwórnie zainteresują się tobą. Na nowej płycie jest kilka świetnych piosenek, które mają komercyjny potencjał…
- Być może masz rację, ale ja nie chcę odchodzić od XL. U nich mogę tworzyć to, co chcę, jestem częścią grupy wspaniałych ludzi, a będąc w dużym labelu nie miałbym prawdopodobnie takiej wolności artystycznej. A pieniądze nie są dla mnie najważniejsze.
- Na „Culture of Volume” jest kilka kompozycji o zdecydowanie filmowym charakterze, chociażby dziesięciominutowe „Manner of Words”. Chciałbyś nagrać muzykę do filmu?
- Bardzo bym chciał. Jednak najpierw East India Youth musi stać się jeszcze bardziej znanym projektem, który trafi do uszu jeszcze większej grupy odbiorców. Gdy tak się stanie, mam nadzieję, że pojawią się także propozycje tworzenia muzyki do filmów. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało.
- Dziękuję za rozmowę.