Już 1 lutego niemiecka legenda heavy metalu Accept przyjedzie do Polski, by zagrać w warszawskim klubie „Progresja”. Gitarzysta grupy, Wolf Hoffmann zgodził się opowiedzieć nam m.in. o procesie nagraniowym ostatniej jak dotąd płyty grupy “Too Mean To Die”, o tym dlaczego nie lubi muzyki country, bieżącej sytuacji w Accept oraz o tym, jak widzi samą przyszłość zespołu.
MM: Podczas naszej poprzedniej rozmowy, mówiłeś mi, że namiętnie korzystasz z nowych technologii. Wiadomo, że podczas pandemii odgrywały one ogromną role. Jak to się miało w Twoim przypadku?
WH: Dwojako. Oczywiście korzystałem na bieżąco z różnych aplikacji, natomiast najważniejszą kwestią było dokończenie płyty „Too Mean To Die”. W momencie wybuchu pandemii mieliśmy ją gotową w 60% Dokończaliśmy ją podczas spotkań na Zoomie, ale największym problemem był brak na miejscu naszego producenta, Andy’ego Sneapa, który był w Londynie. Tak więc łączyliśmy się z nim online. Bardzo niekomfortowa sytuacja. Zdecydowanie wolę pracować z drugim człowiekiem, kiedy jesteśmy razem w tym samym miejscu i czasie.
MM: Pytam o ten aspekt, ponieważ pierwszy utwór na płycie “Too Mean To Die”, czyli "Zombie Apocalypse", odnosi się zdaje się do ludzi uzależnionych od nowych technologii?
WH: Tak, jak najbardziej. Można zatem wysnuć wniosek, że jest to utwór także o mnie (śmiech).
MM: Wiem, że w pandemii zajmowałeś się także remontem swojego domu…
WH: Zajmowałem się mnóstwem rzeczy w domu. Przede wszystkim zrobiłem przegląd moich instrumentów i wreszcie pozbyłem się tych, na których już nie gram. Ale powiem Ci, że nie napisałem też w tym czasie żadnej nowej muzyki. Pochłonęło mnie – jak wspomniałem - dokończenie płyty Accept.
MM: Nie napisałeś nowej muzyki, bo sprzedałeś gitary (śmiech).
WH: (śmiech) Możemy uznać to za wytłumaczenie. To był tak dziwny czas, że kompletnie nie miałem głowy do tworzenia nowych rzeczy…
MM: “Too Mean To Die” to także pierwsza płyta nagrana w nowym składzie. Po odejściu basisty Petera Baltesa, zostałeś jedynym oryginalnym członkiem Accept.
WH: Ostatnim Mohikaninem (śmiech). To prawda, natomiast bardzo nie chciałem, by Peter odchodził. Przez te wszystkie lata świetnie nam się razem współpracowało. Pozostało mi jednak uszanować jego decyzję. A obecny skład Accept jest zabójczy.
MM: No właśnie, “Too Mean To Die” tworzyliście kolektywnie. Poprzednim razem opowiadałeś mi, że cały proces twórczy zazwyczaj spoczywa na Tobie.
WH: Tym razem przy aranżacjach bardzo pomógł mi nasz basista, Martin Motnik. Jego pomysły był świetne. Zresztą cały zespół na bieżąco pracował nad nowymi numerami. Ode mnie wyszła lwia część pomysłów, ale pozostali członkowie też się tym razem bardziej zaangażowali.
MM: Nagrywaliście w Nashville. Nie mogę nie zapytać, jak to możliwe, że do waszej twórczości nie przenikają żadne wpływy muzyki country?
WH: To dlatego, że nie znoszę country! Jest dla mnie zbyt… no właśnie jaka? Wieśniacka? Prostacka? Nie wiem, którego określenia użyć. To raczej działa w drugą stronę – współczesna muzyka country ma w sobie dużo więcej z heavy metalu, niż kiedyś. W muzyce Accept country jednak nie uświadczysz (śmiech).
MM: A czy i tym razem Twoja żona, Gaby włączyła się w proces twórczy?
WH: Pewnie Cię zaskoczę – Gaby nie jest już moją żoną. Rozstaliśmy się. Co więcej – po 40 latach przestała też być menedżerką Accept. Ale owszem – korzystałem z jej sugestii przy okazji tej płyty. Ona jest niewyczerpalną skarbnicą inspiracji, zwłaszcza pod kątem tekstowym. Jest jak wielka księga.
MM: Dobrze widziałem, że chórki na płytę nagrał Clay Vann?
WH: (śmiech) Tak, to dość zabawne. Clay jest moim dobrym kumplem i zaprosiłem go na tę płytę. Zaśpiewał kilka partii, więc postanowiliśmy go uwzględnić w credistach.
MM: Kojarzę go ze współpracy z Lordi…
WH: Serio? Teraz Ty mnie zaskoczyłeś! Ale to bardzo możliwe, bo naszym wspólnym przyjacielem jest producent Michael Wagener, który pracował także z Lordi.
MM: Poprzednio opowiadałeś mi także o solowym projekcie „Headbangers Symphony”, w którym interpretujesz muzykę klasyczną. Wystąpiłeś z nim na festiwalu Wacken, a także zagarliście z Accept w towarzystwie orkiestry. Czy to był jednorazowy występ?
WH: Po występie na Wacken zagraliśmy całą trasę z tym projektem. To było duże przedsięwzięcie i do tego bardzo kosztowne. W tej orkiestrze poznałem moją obecną partnerkę Avę, która jest skrzypaczką. Mogę Ci zdradzić, że zaczęliśmy tworzyć razem nowe rzeczy, natomiast nie wiem jeszcze, czy będzie to nasz duet, zespół, czy również nagranie z całą orkiestrą. W ogóle nagrywanie, a zwłaszcza wydawanie muzyki dzisiaj, wygląda zupełnie inaczej, niż kiedyś…
MM: …co niejako wiążę się z moim kolejnym pytaniem: jak widzisz przyszłość Accept jako zespołu?
WH: Stary, nie jestem w stanie przewidzieć, jak to będzie wyglądało powiedzmy za 10 lat. Z jednej strony cieszy mnie powrót do winyli i wydawania płyt na tym nośniku, ale to jest ograniczony nakład. Mam natomiast wrażenie, że ludzie odeszli od płyt kompaktowych. Poza tym cały ten streaming… Mimo iż – jak wspomniałem – jestem człowiekiem zanurzonym w nowych technologiach, tak bardzo cenię sobie fizyczny aspekt muzyki. Uwielbiam sklepy muzyczne, choć jest ich coraz mniej… Natomiast widzę Accept dalej na szlaku muzyki metalowej. To był, jest i - mam nadzieję – nadal będzie świetny zespół. Przyjdź na nasz koncert, to zobaczysz, w jakiej jesteśmy formie. Nieskromnie podpowiem, że w znakomitej (śmiech).
MM: Dziękuję za wywiad.
Foto: Metal Mind Production