Phil Anselmo

Phil AnselmoMaciej Majewski (Bemowo.FM)
Phil Anselmo to żywa legenda ciężkiej muzyki. Były wokalista Pantery, na co dzień udziela się w grupie Down i w projekcie solowym, stworzonym z grupą The Illegals. Z tą ostatnią zawitał do stołecznej „Progresji”.

MM: Album „Walk Trough Exits Only” rozpoczyna utwór „Music Media Is My Whore” (tłum. media muzyczne są moją dziwką – przyp. MM). Wiem, że ten tytuł jest przykładem Twojego absurdalnego poczucia humoru, natomiast wydaje mi się, że najważniejszym fragmentem jest wers “Regurgitation is boring” (tłum. cofanie jest nudne – przyp. MM). Czym dla Ciebie jest rozwój w muzyce?

PA: Innowacją, ponieważ wiele stylów muzycznych już zostało określone. Heavy metal składa się za bardzo wielu gatunków i podgatunków. Zespoły, które kopiują zwłaszcza tych, którzy wykreowali dany styl, powinny to robić naprawdę, kurwa dobrze. Inaczej są dla mnie po prostu nudne. Weźmy black metal. Zespoły zrzynają od tych, którzy stworzyli ten styl w latach ‘80. Wiem o tym, bo żyłem w tamtych czasach i kupowałem te wszystkie pierdolone płyty! Grupy takie jak Sodom, czy Bathory brzmiały jak zrzynka z Venom. Podobnie Hellhammer, zanim stali się Celtic Frost, bo tam już pojawiały się inne elementy np. orkiestrowe, przez co zostali uznani za zespół awangardowy, tak jak Voivod. Dla mnie black metal zaczął się od Norwegii. Darkthrone zdefiniował ten gatunek. Na płycie „A Blaze In The Northern Sky” (z 1992 roku – przyp. MM) brzmieli tak jak powinien brzmieć zespół black metalowy. Zatem innowacja. Jeśli chodzi o death metal, to zespołem, który moim zdaniem zmienił ten gatunek w latach ‘90 jest Morbid Angel. Oni zmienili całą strukturę i to było fantastyczne. Dzisiaj death metalem jest dla mnie Portal – grupa pochodząca z Australii. To najlepszy deathmetalowy zespół naszych czasów! Brzmią jak... najbardziej przerażające uczucia, jakie zawiera twórczości Lovecrafta. Więc innowacja ponad imitację. Bo imitacja jest wtórna.

MM: W tytułowym “Walk Though Exits Only” krzyczysz: “Everybody ruins music…Not just me…” (tłum. Wszyscy niszczą muzykę... Nie tylko ja - -przyp. MM) Czy kiedykolwiek zniszczyłeś muzykę?

PA: To zależy od punktu widzenia. Ja nadal robię to, co robię, ale wciąż nie wszystkim się to podoba. Niektórzy to kochają, inni twierdzą, że to jest takie sobie, a jeszcze inni tego kurwa, nienawidzą! To zależy od tego, co chcą usłyszeć i czy mają ochotę się z tego w danym momencie słuchać. Dokładnie takie miałem podejście tworząc tę płytę. Wiedziałem, że najpierw będzie wrażenie typu „Co to kurwa jest?”, ale z czasem powoli można na niej odkrywać kolejne elementy. Będziemy kontynuowali ten kierunek na następnych albumach z The Illegals. Każda kolejna płyta będzie się całkowicie różniła od poprzedniej. Będą chaotyczne, bardzo ciężkie w odbiorze albo... kompletnie do dupy (śmiech)

MM: “Battalion Of Zero” to bardzo agresywny numer z nieco militarnym klimatem. Czy kiedykolwiek chciałeś zostać żołnierzem?

PA: Nigdy! Wojna zawsze mnie przerażała. Ale to zabawne, że o tym wspominasz, bo gdy pisałem środkową część (Phil zaczyna nucić marszowy rytm) nasz basista (Bennett Bartley – przyp. MM) stwierdził, że brzmi to jak maszerująca armia. Chciałem, żeby to miało właśnie tak paramilitarny charakter. Słowa „Head’s-up, hands-down” odnoszą się do tego, co obecnie widzę. Gdziekolwiek się nie ruszysz na lotniskach, czy nawet na koncertach rockowych, wszyscy zajmują się różnymi urządzeniami, telefonami, komputerami, podczas gdy świat umyka im ponad głowami. Tak jakby wielka gałka oczna patrzyła na nas z góry i tym wszystkim sterowała. Ludzie są obecnie bardziej zajęci Facebookiem, niż swoim własnym życiem, co jest po prostu głupie. Ja staram się nawet nie używać telefonu. Jestem neandertalczykiem z wyboru.

MM: Utwór “Irrelevant Walls And Computer Screens” ma 12 minut i jakby dwie części: główną i outro. Czy gracie go w tej formie na koncertach?

PA: Tak, gramy go w całości, uwzględniając to outro, które rozciąga się czasem jeszcze bardziej.

MM: Pytam też dlatego, że pracując w radiu i prezentując Twoją płytę po raz pierwszy, puściłem na antenie właśnie ten numer, bo wydał mi się inny, dziwny i zaskakujący.

PA: (wybuch śmiechu, klaskanie) I oto właśnie chodziło!

MM: A czy pozostały jakieś utwory, które nie weszły na płytę?

PA:  Musisz wiedzieć, że zanim wydaliśmy „Walk Through Exits Only”, wypuściliśmy split z Warbeast. Utwory, które się na nim znalazły („Conflict” oraz „Family, ‘Friends’, And Associates” – przyp. MM) są bardziej thrashowe, więc wybrałem je na to wydawnictwo, bo też Warbeast to zespół thrashowy. Potem przygotowałem jeszcze 2 utwory na Housecore Festival (ukazały się na winylowej ep’ce – przyp. MM), które są kompletnie inne od tego, co znalazło się na „Walk Through Exits Only”. Zarejestrowaliśmy je wszystkie za jednym zamachem, ale pojawiła się potrzeba zmiany brzmienia gitar, a momentami nawet mojego wokalu. Zdecydowaliśmy, że na płycie znajdą się najlepsze piosenki, choć pierwotnie chciałem je wsadzić tam wszystkie. Dokonałem jednak selekcji i niektóre z nich przeznaczyłem na inne okazje.

MM: Muszę pogratulować Ci dwóch ep’ek Down. Są znakomite, a zwłaszcza ta druga. Jak Bobby Landgraf odnalazł się w zespole po odejściu Kirka Windsteina?

PA: Bobby pracował dla nas jako techniczny przez blisko dekadę, więc wiedzieliśmy, że możemy z nim przebywać i podróżować. To świetny gitarzysta, a zarazem wspaniała osoba, więc zamiana odbyła się bardzo płynnie. Dołączył kilka dni po rozpoczęciu pisania nowego materiału i od razu przyniósł świetne pomysły. Muszę też wspomnieć, że druga ep’ka, to zarazem dopiero druga płyta, na której gra z nami basista Patrick Bruders, a który przyniósł ogromną ilość świetnych riffów. Podobają mi się, bo mają stary, heavymetalowy charakter. Zgadzam się z Tobą – też bardziej podoba mi się druga ep’ka. Myślę, że to właśnie z powodu nowych ludzi, nowej krwi w zespole i entuzjazmu, który oni wnieśli. Kirk pisał dobre riffy, ale szczerze mówiąc jego udział na pierwszej ep’ce był niewielki. Zatem pojawienie się Bobby’ego dało nam powiew świeżego powietrza.

MM: Co dalej? Skończysz koncertowanie z The Illegals i ruszysz na trasę z Down?

PA: Mamy jeszcze 2 koncerty z The Illegals, po których wracam na 2-3 tygodnie do domu, a następnie znów przylatuje do Europy na koncerty z Down i pojawimy się na pozostałych festiwalach. Potem we wrześniu gramy podczas Carnival Ecstasy – na statku Motorhead, który płynie z Miami do Meksyku. Chyba będę cały czas nawalony, bo mam chorobę morską (śmiech). Następnie planujemy na przełomie grudnia i stycznia drugą część trasy z Black Label Society po Stanach. W przyszłym roku jednak chciałbym zrobić sobie trochę wolnego i napisać nowy materiał z The Illegals. Poza tym zabieramy się za kolejną ep’kę z Down, więc chciałbym też trochę odpocząć i nie podróżować zbyt wiele, by skupić się tylko na procesie twórczym.

MM: Dziękuję Ci za rozmowę.

PA: Nie ma sprawy stary! Do zobaczenia na koncercie!

Polityka prywatnościWebsite by p3a