- Co takiego fascynuje Cię w twórczości Radiohead?
- Przede wszystkim fascynują mnie oni od strony kompozycyjnej. Ja nie piszę dużo swoich piosenek, jestem przede wszystkim wokalistką i to jest mój główny fach. Słucham bardzo dużo różnej muzyki i najbardziej kręcą mnie po prostu doskonałe kompozycje. To jest moja odpowiedź na pytania wielu osób: „Skąd u mnie taki rozstrzał stylistyczny – od Joni Mitchell do Radiohead?”. No właśnie stąd. Radiohead jest dla mnie prawdziwą kopalnią świetnych utworów. Tak samo jak Joni Mitchell.
- Skąd pomysł na nagranie albumu koncertowego z Twoimi interpretacjami utworów Radiohead?
- Początkowo to miał być projekt jednorazowy- mój koncert urodzinowy w Teatrze Syrena. Postanowiłam zrobić sobie prezent i zaśpiewać piosenki mojego ukochanego zespołu czyli Radiohead. Od dawna chciałam też zrobić coś z Nikolą Kołodziejczykiem- genialnym kompozytorem i aranżerem. Bardzo szybko połączyłam te dwa marzenia w jedno absolutnie hedonistyczne. Całość przerosła moje oczekiwania i nie mówię tu tylko o muzyce. Zaangażowanie i zespołu i naszych słuchaczy okazało się ogromne. To oni sprawili, że zaczęliśmy szybko i poważnie myśleć o zarejestrowaniu i wydaniu koncertu z Łódzkiej Wytwórni.
- Czy ten album będzie miał także wersję studyjną?
- Nie, uważam, że nagrywanie wersji studyjnej byłoby nieuczciwe. Wersje, które trafiły na płytę zostały zaaranżowane pod konkretny skład, konkretną sytuację i uważam, że w takiej formie powinny pozostać. Niektóre utwory na „Radiohedonistycznie” wcale nie różnią się diametralnie od oryginałów. Na przykład utwór „Weird Fishes”, który jest moją ukochaną piosenką na świecie Nikola zaaranżował dla mnie tak, abym mogła go sobie zaśpiewać w takiej formie, w jakiej go uwielbiam, dla czystej frajdy i dzikiej przyjemności. Zmienia się w nim właściwie tylko kolorystyka, faktura ze względu na nasze instrumentarium i uważam, że nagrywanie tego w studio nie ma najmniejszego sensu. To od początku był projekt koncertowy i niech takim pozostanie.
- Według mnie, jednym z plusów tego albumu jest to, że część kompozycji została przearanżowana, wydłużona, co dodało im zupełnie nowego oblicza. Mam tu na myśli np. „Glass Eyes”, które w oryginale trwa 3 minuty a Waszej wersji ponad 6 minut….
- Punktem wyjścia do improwizacji w tym zespole jest Trio Stryjo czyli Nikola Kołodziejczyk, Maciek Szczyciński i Michał Bryndal. Improwizują piosenki od ponad 10 lat. Mając w zespole trzech klasycznych waltornistów oraz klasycznego klarnecistę basowego, trudno jest zostawić sobie nieograniczoną przestrzeń na improwizacje. Oni grają z nut. W związku z tym Marta Zalewska, Nikola, Maciek i Michał grają improwizowane solówki w trakcie utworów, a Stryjo zabiera nas w różne nieoczekiwane przestrzenie pomiędzy utworami i uwielbiam tę formułę. Dzieje się to bardzo naturalnie, wtedy, gdy ma się zadziać. Dodatkowo zabiera mi to możliwość długiego gadania między utworami do czego mam duże inklinacje (śmiech). Dzięki tym improwizacjom tworzy się swoisty spektakl muzyczny i powoduje, że ten projekt nie jest quasi-kameralistyczny, lecz pozostaje projektem muzyków, których korzenie tkwią w jazzie.
- Według jakiego klucza zostały dobrane utwory, które trafiły na ten album?
- Klucz był bardzo hedonistyczny. Musiały to być piosenki, które kocham i bardzo chciałam zaśpiewać i które mogłam zaśpiewać. Radiohead ma wiele bardzo „pojechanych” tekstów, ogromnie depresyjnych, zbyt obrazowych jak na moją wrażliwość. No i przede wszystkim musiały to być piosenki, w których jest co śpiewać. Radiohead ma sporo utworów melorecytacyjnych, ale wykonywanie takich kompozycji nie specjalnie mnie interesowało, gdyż po prostu chciałam sobie pośpiewać (śmiech).
- Niespodzianką jest natomiast cover piosenki „Wieliczka” grupy Hey pochodzącej z ich „radioheadowego” albumu „Do Rycerzy Do Szlachty Do Mieszczan”. Czemu akurat ten cover trafił do programu tych koncertów?
- Też uważam, że ten utwór bardzo pasuje stylistycznie do reszty płyty. A wykonanie go było sytuacją dość pragmatyczną. Jest to utwór Hey, który kocham najbardziej. Wielokrotnie rozmawiałam o tym z Kasią Nosowską, która też mi mówiła, że bardzo tę kompozycję lubi, ale nie gra jej na koncertach, bo na nagraniu śpiewa go w oktawie- sama ze sobą. Zawsze się oferowałam, że gdyby jednak miała ochotę tę kompozycję gdzieś kiedyś wykonać, to ja z wielką radością dołączę (śmiech). No więc gdy zapadła decyzja o zagraniu tego pierwszego koncertu radiohedonicznego w marcu w Warszawie, to pomyślałam sobie, że skoro to będzie mój urodzinowy prezent, to może zaproszę Kaśkę i ona zaśpiewa „Wieliczkę” ze mną w wersji zaaranżowanej przez Nikolę. Zareagowała bardzo optymistycznie, zgodziła się i pozwoliła mi też zamieścić wszędzie informacje o jej udziale w tym przedsięwzięciu. Na 2 czy 3 dni przed koncertem menadżerka Kasi poinformowała nas, że Kasi wypadło jej coś pilnego w Szczecinie i że niestety nie weźmie udziału w naszym koncercie. Nikola już napisał aranż, byliśmy pod koniec prób. Nie było mnie stać na to żeby ten numer po prostu zrzucić i zastąpić innym. Poza tym bardzo nam się ta nowa wersja podobała, przywiązaliśmy się do niej. I tu wchodzi Marta Zalewska, cała na biało, i ratuje nam ten numer śpiewając go ze mną przepięknie. Ja zaśpiewałam partię niską, którą miała zaśpiewać Nosowska, a Marta, grając jednocześnie na ukulele i gitarze, pięknie zaśpiewała „górę”, którą normalnie ja bym „piskała” (śmiech). I tak już zostało.
- Czy pracowaliście nad jeszcze innymi coverami Radiohead czy też skupiliście się tylko na tych, które wykonywaliście na koncertach?
- Tylko na tych, które zagraliśmy na koncertach. Napisanie aranżacji tych kilkunastu kompozycji na tak duży skład było naprawdę czasochłonne i wcale nie takie proste. Musiałam naprawdę wnikliwie przemyśleć listę utworów, szczególnie, że Nikola wtedy został ojcem, więc był to dla niego szczególny czas. Myślę, że pracował w dużym napięciu życiowo-domowym. Poza tym to miał być projekt na jeden raz, dla przyjemności, dla frajdy, bez planów na przyszłość. Nie chciałabym marnować ani jednej godziny pracy Nikoli w tamtym okresie.
- Może za wcześnie o to pytać, ale czy masz już jakieś pomysły na nową płytę studyjną?
- Jeszcze jest na to za wcześnie, ale rzeczywiście, mam kilka pomysłów, które wydają mi się fajne. Ale u mnie to się to czasem bardzo szybko zmienia. Narazie jestem jeszcze skupiona na Radiohedonistycznie. Myślę, że mój kolejny projekt dopadnie mnie znienacka i będzie zaskoczeniem również dla mnie. Tak jest najfajniej.
- Dziękuję za rozmowę.
Dziś, 26 listopada, Monika Borzym wystąpi w warszawskim Teatrze Syrena. Szczegóły koncertu: http://www.teatrsyrena.pl/spektakle/230/monika-borzym-radio-hedonistycznie-br