- We wrześniu ukaże się debiutancki album Twego nowego projektu Mineral, który powstał w ubiegłym roku. Czego możemy się spodziewać na tej płycie?
- Będzie to płyta z dużą dawką elektroniki i ciekawych brzmień instrumentów klawiszowych. Nie zabraknie także pięknych melodii, ale utwory będą transowe i rozbudowane. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z mym partnerem w zespole, Thierrym Fournie, z którym spotkałem się rok temu. Od razu pojawiała się między nami nić porozumienia. Pracowaliśmy bardzo szybko, kompozycje powstawały bez żadnych problemów. Myślę, że płyta spodoba się zwłaszcza osobom, które kochają muzykę Archive. Muszę się przyznać, że w ostatnich dwóch latach zacząłem być znudzony muzyką gitarową. Uważam, że ostatnie, dobre, rockowe płyty ukazały się już dość dawno temu. Elektronika jest o wiele ciekawsza i daje więcej możliwości dla poszukujących twórców. Dlatego nasz album będzie przede wszystkim elektroniczny. Oczywiście są tam gitary, ale będą one pełniły rolę drugoplanową.
- Wkrótce wydacie pierwszą ep-kę z tej płyty zatytułowaną „Atoms”. Znajdzie się na niej trzynastominutowy utwór tytułowy. Nie jest to zbyt ryzykowne posunięcie pod względem komercyjnym?
- Na pewno jest to posunięcie ryzykowne. Choć szczerze mówiąc, nie oczekujemy, że ten utwór trafi na playlisty rozgłośni radiowych. Będzie nam miło, jeśli ktokolwiek to zagra. Wydanie tej ep-ki jest naszą reakcją na to, co się teraz dzieje w muzyce. Wszystko jest takie grzeczne i ułożone. Większość młodych, niezależnych grup wpasowuje się w schematy narzucone przez wytwórnie i rozgłośnie radiowe. Wydają trzyminutowe single, potem wypuszczają na rynek płyty, a następnie grają koncerty ciągle na tych samych festiwalach. To takie nudne. Jednocześnie „Atoms” ma przywoływać ducha muzyki z lat 70. Uważam, że były one fantastycznym okresem dla muzyki rockowej, który już się więcej nie powtórzy. To piękna kompozycja, która będzie miała również za zadanie nieco zaskoczyć ludzi. Jestem ciekaw ich reakcji. Ale gdy polubią „Atoms”, to pokochają także cały nasz album.
- Na Waszym profilu na Soundcloud znalazł się cover piosenki „When You Sleep” My Bloody Valentine. Przyznam, że nie byłem zbytnio zdziwiony tym wyborem, gdyż zauważam pewne podobieństwa między Mineral i MBV na płaszczyźnie artystycznej. Słyszałeś już ich nową płytę?
- Tak, jest świetna! Jestem od wielu lat fanem tego zespołu i mam przeczucie, że na tej płycie się nie skończy. Myślę, że mają o wiele więcej do zaproponowania. A wybraliśmy „When You Sleep”, gdyż jest to przepiękna, melodyjna kompozycja, w której słychać echa twórczości Beach Boys. Myślę, że Kevin Shields, gdyby tylko chciał, zostałby gwiazdą pop (śmiech). Jeśli chodzi o Twoją opinię, że jest podobieństwo pomiędzy Mineral i My Bloody Valentine…Zgadzam się. Podobnie jak w My Bloody Valentine, także u nas jest damsko-męski podział w kwestii wokali. W części piosenek śpiewam ja, w kilku utworach śpiewa nasza wokalistka Sophie Armelle, a są tam także kompozycje, gdzie śpiewamy razem. Zresztą widzę bardzo bliskie podobieństwo w barwie głosu pomiędzy Sophie i Belindą z My Bloody Valentine. Obie brzmią tak niewinnie i lekko.
- Chciałbym zapytać Cię o pewną sprawę, która od wielu lat nie daje mi spokoju. Jak sądzisz, dlaczego tacy wykonawcy jak Archive czy Mineral zdobywają uznanie tylko w wybranych krajach, takich jak na przykład: Polska, Francja, Grecja czy Szwajcaria. Dlaczego Archive nigdy nie zdobyło jakiejkolwiek popularności w Anglii? Zresztą myślę, że tak samo jest z Mineral, o czym świadczy chociażby fakt, że stworzyłeś ten zespół z francuskimi muzykami.
- Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, było tak, gdyż dwa pierwsze albumy Archive czyli „Londinium” i „Take My Hand” ukazały się tuż po apogeum mody na trip-hop. Brytyjska prasa nie poświęciła tym dwóm płytom należytej uwagi, a wręcz nawet je ostro skrytykowała, pisząc, że były to kopie krążków Portishead czy Tricky’ego. Czy tak było, to już inna sprawa i niech każdy fan sam sobie wyrobi zdanie na ten temat. Natomiast uważam również, że ważną kwestią jest także to, że Brytyjczycy nie lubią słuchać długich utworów. Nie lubią stać w miejscu i słuchać 2,5 godzinnych koncertów.
Z kolei popularność takiej muzyki w Polsce, Grecji czy Francji bierze się w mojej opinii między innymi stąd, że w tych krajach bez problemu możesz puszczać w rozgłośniach 16-minutowe utwory, a fani są o wiele bardziej otwarci na takie rozbudowane formy muzyczne. Myślę także, że dużą rolę odgrywa dramaturgia obecna w utworach takich zespołów jak Archive, dramaturgia, która pasuje do takich krajów jak np. Grecja, Francja czy Polska. To tak jak z Joy Division. Ktoś kiedyś powiedział, że oni mogli powstać tylko w Manchesterze, który jest mroczny i niepokojący. I nigdzie indziej.
- Wziąłeś udział w powstawaniu trzech albumów Archive, na których znajdują się najbardziej klasyczne utwory takie jak chociażby „Again”, „Finding It So Hard” czy „Fuck U”. Jak Ci się wydaje, skąd tak duża popularność tych piosenek? I jak wspominasz nagrywanie „Again”?
- Nie wiem, może dlatego, że faceci nagrali i zaśpiewali piosenki pełne głębokich emocji, które trafiły zarówno do kobiet, jak i mężczyzn? Rzadko w muzyce można usłyszeć, by mężczyzna tak bardzo otworzył swoje serce i duszę, jak właśnie w tych, wspomnianych przez Ciebie kompozycjach. Po prostu idealnie trafiliśmy w ludzkie emocje. Niewielu fanów zwróciło też uwagę na to, że na przykład „Again” ma nawiązania do Pink Floyd, zwłaszcza do tego bardzie eksperymentalnego oblicza tego zespołu.
Wiem, że w Polsce ta kompozycja zdobyła ogromną popularności i przez kilka lat była na liście przebojów programu 3 Polskiego Radia. To piosenka, która ma piękne słowa, jest fantastycznie zbudowana na płaszczyźnie muzycznej i ma w sobie potężny ładunek emocji. Przez ostatnich 10 lat wielu fanów mówiło mi, że „Again” uratowało im życia. Nie muszę Ci mówić, jak wspaniale się czuję słysząc takie wyznania.
„Again” zdobyło ogromne uznanie także w Grecji, gdzie uchodzi nieomal za hymn narodowy! Gdy wejdziesz do jakiegokolwiek baru w Grecji i posłuchasz radia, usłyszysz ten utwór w ciągu kilkunastu minut (śmiech). Mam tam znajomego dziennikarza radiowego, który od kilkunastu lat prowadzi program w tamtejszej państwowej rozgłośni radiowej i on właśnie, przez cztery lata, codziennie, kończył swój program utworem „Again”. (śmiech).
Nagrywanie „Again” zajęło nam około 3 miesięcy. Utwór nagrywaliśmy w trzech etapach i przez długi okres nie byliśmy zadowoleni z efektu. Nie mogliśmy połączyć tych trzech części. W końcu nam się udało, ale i tak nie spodziewaliśmy się, że „Again” znajdzie takie uznanie u naszych fanów. Na marginesie dodam, że zarówno ten utwór, jak i wszystkie trzy płyty z moim udziałem powstały w maleńkim studio nagraniowym w centrum Londynu, które miało wielkość „pudełka na buty”. To był wspaniały czas i mam fantastyczne wspomnienia z tamtych lat.
- To dlaczego rozstałeś się z Archive?
- Gdy dołączyłem do Archive, zespół miał już na swym koncie dwie płyty i zawsze czułem się jak nowy nabytek, a nie jak pełnoprawny członek tego zespołu. Poza tym, gdy w grupie jest trzech muzyków, którzy komponują, zawsze w pewnym momencie pojawią się nieporozumienia. W pewnej chwili poczułem, że moje pomysły na piosenki są niechętnie wysłuchiwane przez Danny’ego i Dariusa (Danny Griffiths i Darius Keller – współzałożyciele Archive – przyp.GS). Między nimi jest bardzo silna więź artystyczna i ciężko jest przebić się z własnymi pomysłami przez ten mur. W końcu poczułem, że muszę zacząć rozwijać się jako autor tekstów i artysta. Gdybym został w Archive, nie mógłbym sobie na to pozwolić. To było praca na pełen etat: nagrywanie, obowiązki promocyjne, koncerty, wyjazdy. I tak bez przerwy przez wiele miesięcy. Nie miałbym czasu na robienie czegokolwiek poza Archive. Od czasu gdy się z nimi rozstałem, miałem przyjemność współpracować z dużą ilością fantastycznych ludzi: muzyków, producentów, osób od promocji. Nauczyłem się bardzo dużo i przede wszystkim rozwinąłem swoje umiejętności muzyczne. Także moje odejście z tego zespołu odbyło się z powodów artystycznych oraz dla mojego własnego, osobistego dobra. Znam ich twórczość po moim odejściu i uważam, że wciąż nagrywają wspaniałą muzykę. Darius jest świetnym kompozytorem oraz producentem i jestem pewien, że jeszcze długo będą tworzyć piękną muzykę.
- Po odejściu z Archive wydałeś w 2009 roku solowy album zatytułowany „Siamese”. Jest to płyta, która jest mało znana w Polsce. Mógłbyś ją przybliżyć?
- Gdy rozstałem się z Archive, nie miałem pojęcia, jak ciężko będzie mi znaleźć ludzi, którzy będą chcieli współpracować ze mną na moich warunkach. W końcu zacząłem współpracę z Bardi Johannssonem z islandzkiej grupy Bang Gang. Jest to świetny muzyk i kompozytor, o bardzo otwartym umyśle muzycznym. W efekcie naszej współpracy powstał krążek „Siamese”, na którym znalazły się proste piosenki, zaśpiewane przeze mnie z towarzyszeniem gitary i odrobiny elektroniki. „Siamese” to była moja reakcja na to, co nagrywałem z Archive. Zrobiłem tak celowo, gdyż nie chciałem stworzyć płyty, która brzmiałaby identycznie jak to, co robiłem w tamtym zespole. Nie chciałem także, by był to mroczny krążek, dlatego nagrałem optymistyczny album pop. Niewykluczone, że w przyszłości znowu coś stworzę z Bardim, ale mój jedyny cel na teraz to Mineral i współpraca z Thierrym.
- Dziękuję za rozmowę.
TUTAJ można zapoznać się z trzema kompozycjami Mineral.