Krzysztof "Dżawor" Jaworski (Harlem)

Krzysztof "Dżawor" JaworskiGrzegorz Szklarek
Nasz wywiad ze znakomitym gitarzystą Krzysztofem "Dżaworem" Jaworskim - liderem, autorem tekstów i muzyki grupy Harlem. Właśnie ukazała się nowa, pierwsza od 6 lat płyta tego zespołu zatytułowana "Przebudzenie".

- Nowy album Harlemu nosi tytuł „Przebudzenie”. Rzec można, że tytuł odnosi się dosłownie do Waszego zespołu…

- Masz rację. Z jednej strony jest to przebudzenie w sensie wydawniczym, ponieważ jest to pierwszy album Harlemu od 6 lat, ale z drugiej strony budzimy się także w sercach naszych słuchaczy. Przez te lata dostawaliśmy wiele sygnałów od ludzi, że czekają na nas. Życie jest jak sinusoida. Dotyczy to także naszego zespołu. W 2008 roku rozstaliśmy się z naszym poprzednim wokalistą Ryszardem Wolbachem, co było dla nas traumatycznym przeżyciem. Przez rok nie graliśmy koncertów. Szukaliśmy jego następcy i nie było to łatwe. Musiał to być ktoś charyzmatyczny, ktoś kto właściwie przekaże myśli zawarte w tekstach i odda prawdę zespołu. Czekaliśmy długo, ale udało się i od prawie 4 lat współpracujemy z Kubą.

Zastanawiałem się długo, jak nazwać tę płytę, aby najlepiej wyrazić to, co czuł przez te lata zarówno zespół, jak i nasi przyjaciele. Wydaje mi się, że tytuł „Przebudzenie” najlepiej oddawało ten stan.

- Czy premiera „Przebudzenia” w tym roku, gdy obchodzicie dwudziestolecie zespołu była zaplanowaną decyzją?

- Tak. W porozumieniu z naszym wydawcą czyli wytwórnią Parlophone zadecydowaliśmy, że z premierą specjalnie chcieliśmy się zbliżyć do jubileuszu zespołu. Premiera płyty była poprzedzona dużym koncertem z okazji dwudziestolecia Harlemu, który odbył się pod koniec sierpnia w Olsztynie.  Wystąpili tam z nami nasi przyjaciele, którzy pojawili się także na płycie czyli: Grażyna Łobaszewska, Michał Jelonek, Maciek Balcar. Wystąpili także: Ryszard Wolbach oraz muzycy pierwszego składu Harlemu: JarosŁaw Zdankiewicz i Stanisław Czeczot, którzy przez wiele lat współtworzyli ten zespół. Na koncercie zagrał również Leszek Cichoński. Pojawili się nasi słuchacze z całej Polski, a także z Włoch i Anglii. Więc wydawało się to nam najlepszym momentem do uhonorowania ich płytą. Dlatego ukazała się ona niemal równocześnie z tym występem.

- Czy  mając świadomość, że płyta „Przebudzenie” będzie powrotem, oddaliście się jej szczególnie?

-To bardzo ważne w jaki sposób się wraca. Z niemałą tremą, z nowym wokalistą, troszkę zmienionym brzmieniem zespołu. Najważniejsze jest to, aby nie zawieść zaufania tych, którzy nam wcześniej sprzyjali i dla których muzyka Harlemu była ważna. Chodzi o uszanowanie ich wrażliwości oraz zachowanie wspólnego czucia.

Jako założyciel Harlemu chciałem, aby na „Przebudzeniu” czuć było duch Ryśka Wolbacha, który zaśpiewał tu w dwóch utworach z własnymi tekstami i perkusisty Jarka Zdankiewicza, który grał na bębnach w utworze „Nim Przyjdzie Wiosna” autorstwa Czesława Niemena z tekstem Jarosława Iwaszkiewicza, a także w utworze „Agata”.  Wszystkie te „ślady” zostały zarejestrowane w możliwie najlepszych studiach nagraniowych, z analogowymi systemami rejestracji i najlepszymi specjalistami od realizacji dźwięku. Tu ukłony dla Andrzeja Karpa, Rysia Szmita i Piotra Chancewicza, którzy dodając swoich talentów wpływali na brzmienie płyty. Postanowiłem nie odpuścić tego „dopieszczenia” aż do ostatniej nutki. Mam nadzieję, że nam się udało.

- Na płycie pojawiła się również wspomniana już Grażyna Łobaszewska…

- Przyjaźnimy się i jestem jej fanem. Kiedyś już razem wystąpiliśmy przy okazji utworu „Opłatek Pod Gwiazdami”. Zaśpiewała wówczas przepięknie z nami. Przy okazji tamtej sesji nagraniowej zaprzyjaźniliśmy się. W utworze „Porucznik Sławek B.”, w którym zaśpiewała na nowej płycie, jest świetny tekst autorstwa Piotra Bukartyka, który błyskotliwie napisał o poruczniku Sławku Borewiczu (śmiech). Piękne solo na trąbce zagrał Tomasz Kamiński, który na stałe grywa z Leszkiem Możdżerem i Nigelem Kennedym.

- Jak narodziła się współpraca z tym muzykiem?

- Przy okazji nagrywania projektu Ministerstwa Kultury I Sztuki, w którym polscy aktorzy nagrywali kolędy znalazłem się w składzie muzyków, którzy brali udział w jego powstawaniu. Tomek zafascynował mnie tym, jak grał na trąbce. Stąd nasza współpraca i przyjaźń.

- Wspomniałeś o tekstach Bukartyka i Iwaszkiewicza. Kto jeszcze jest autorem słów na tej płycie?

- W dużej mierze teksty „Przebudzenia” są mojego autorstwa. Ale zaprosiliśmy osoby, które są integralne z zespołem w sensie myślenia czyli: dotychczasowego współtwórcę Rysia Wolbacha i Bogusia Chrabotę („Gdański świt”).

- Gdybyś musiał wybrać jeden ulubiony utwór z „Przebudzenia” to byłby to…?

- To trudne pytanie. Jeśli chodzi o uniwersalność, to wskazałbym na „Oddychaj” czyli pierwszy singel z tego albumu. To może być nie tylko utwór o miłości męsko-damskiej, jak sugeruje teledysk, lecz jest to tekst o miłości bezwarunkowej, nieoczekującej, pełnej, na przykład miłości ojca do córki. Natomiast jeśli miałbym wybrać utwór, który miałbym traktować najbardziej osobiście to wybrałbym  „Nie zapomnij mnie”.

- Okrągłe rocznice zawsze skłaniają ku rozliczeniom. Jak wygląda rachunek plusów i minusów w Harlemie po dwudziestu latach?

- Myślę, że dodatnio. Jesteśmy w tym miejscu, w jakim jesteśmy czyli żyjemy, nie poddaliśmy się,  jesteśmy pełni nadziei i wydaliśmy właśnie płytę. Każdemu zespołowi czas stawia trudne zadania.  Weryfikują się przyjaźnie i określają sytuacje. Życie nikogo nie pieści. Jesteśmy dojrzalsi, mądrzejsi i być może dzięki temu potrafimy dbać o to, co zdobyliśmy przez te lata, co mamy i być wdzięcznymi naszej publiczności.

- Jakie czynniki zadecydowały według Ciebie, że zespół Harlem przetrwał te dwadzieścia lat, które jak sam powiedziałeś nie były usłane różami…

- Co nas nie zabije to wzmocni (śmiech). W tej chwili sytuacja jest dla mnie oczywista. Jako dorosły człowiek jestem określony jako twórca. Bardzo mocno czuję swojego odbiorcę, a więc kogoś, z kim po koncercie mam szansę porozmawiać, napić się piwa, wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia, dowiedzieć się czegoś o sobie. Jest to genialne doświadczenie, które daje mi świadomość, że wręcz nie mam prawa ustawać w drodze. Znam ludzi, którzy zawdzięczają bardzo dużo naszym piosenkom, między innymi „Korze”. Mówią mi: „Dziękuję Ci za ten utwór, bo gdybym go nie usłyszał, to…” i tu dowiaduję się, jak ważny jest to dla nich ten kawałek. Napisałem tę piosenkę w połowie lat dziewięćdziesiątych po śmierci mego Taty. Kiedyś w Bartoszycach podjechał do mnie chłopak na wózku i powiedział mi, że wiele lat wcześniej, będąc w liceum, został dotknięty kalectwem. Podziękował mi, że zagraliśmy koncert w jego mieście i nagraliśmy „Korę”, bo wtedy, gdy trafił na wózek, ta piosenka uratowała mu życie…Był to najmocniejszy i kto wie, czy nie najważniejszy komunikat, jaki dostałem. Wielu ludzi zaprzyjaźnionych z zespołem opowiada nam, że Harlem towarzyszył im, gdy brali śluby, gdy rodziły się dzieci, kiedy potrzebowali wsparcia i dobrego myślenia. Więc rozumiesz, że gdy słyszy się takie, to dostaje się sił, by dalej grać, komponować, pisać teksty, oddawać muzyce. Po prostu: silniej stoję na nogach.

- Jak wyobrażasz sobie Harlem za 10 lat – na trzydziestolecie grupy?

- Jestem pewien, że będziemy istnieć. Będziemy silnym bandem grającym jeszcze lepiej i dojrzalej. Będziemy mieli jeszcze więcej przyjaciół. Opowiem tu anegdotę:  gdy graliśmy na festiwalu Ryśka Riedla w Tychach w połowie lat 90 spotkałem tam młodzież, która na plecakach miała napisany cytat: „Prowadzi nas niewidzialna siła” z utworu „Kora”. Dwa lata temu też tam graliśmy i znowu spotkałem dzieciaki z wypisanym tym samym cytatem. I pomyślałem sobie, że jest siła i jest moc!

- Dziękuję za wywiad.

- Grzegorz, dziękuję Ci serdecznie za wywiad, a wszystkim tym, którzy nam dopingowali, dziękuję za wsparcie przez te 20 lat i ciągłą wymianę myśli.

Polityka prywatnościWebsite by p3a