Energetyczny, rockowy utwór różni się muzycznie nieco od dotychczasowej, spokojniejszej twórczości artysty. Limboski zachowuje w nim jednak swój charakterystyczny, poetycki charakter.
„Czarne bramy” mają dylanowski sznyt – pewnego rodzaju narracji i opisywania rzeczywistości, która musi się wiązać z rzeczywistością polityczną. A może to jest tak – tyle się dzieje, że szukamy pomocy i komentarza artysty, nawet jeśli jest on ledwo zarysowany. Po namyślę muszę przyznać, że w tej piosence jest rzeczywiście jakiś niepokój związany z polityką, poczuciem zagrożenia – mówi artysta.
Podobny nastrój panuje w klipie do „Czarnych bram”. Dużo jeżdżę samochodem. Czasami odpływam za kółkiem - nie zasypiam, ale podczas takiej parogodzinnej medytacji nocą umysł się zapada, mieli wszystko jeszcze raz, a rzeczywistość miesza się z iluzją... – dodaje Limboski o pomyśle na scenariusz.
Tym razem pielęgnowana od wielu lat słabość do amerykańskiej muzyki źródeł (bluesa, folku i korzennego rock’n’rolla) to dla Limboskiego zaledwie punkt wyjścia. Celem – napisanie piosenek nośnych, przystępnych, mądrych i urzekających stylistycznym bogactwem. Na wszystkich tych polach artysta odnosi bezdyskusyjny sukces. W programie płyty znalazły się ostre, dynamiczne riffy gitarowe, ale też egzystencjalne w wymowie ballady podszyte duchem gospel czy country. Całość po raz kolejny w przypadku Limboskiego spaja produkcyjna ręka Marcina Borsa, dzięki któremu nagrania oddychają i mienią się barwami.