BAiKA

Kafi / Piotr BanachGrzegorz Szklarek
Duet BAiKA tworzą wokalistka Kafi (Katarzyna Sondej) oraz znany z Hey i Indios Bravos Piotr Banach. Grupa wydała znakomity debiutancki album "Byty Zależne" i między innymi na temat tego wydawnictwa porozmawiałem z jego twórcami w warszawskim Rozdroże Cafe.

- Pierwsze ślady działalności BAiKI datują się na 2015 rok. Dlaczego aż 3 lata czekaliśmy na wydanie debiutanckiej płyty?

- PB: Uściślając - co prawda nazwa BAiKA pojawiła się w listopadzie 2015 roku, ale pracę nad repertuarem zaczęliśmy praktycznie dopiero w lutym 2016. Czemu zwlekaliśmy aż dwa lata z fonograficznym debiutem? Cóż, ta płyta musiała dojrzeć i odnaleźć siebie. Przed wydaniem „Bytów Zależnych” zrobiliśmy taką „przed płytę” koncertową, na której były zalążki piosenek, które w znacznej części trafiły na nasz debiut. Ale ponieważ jesteśmy duetem i na koncertach gramy we dwoje bez dodatkowych muzyków, to siłą rzeczy materiał, który trafił na to wydawnictwo live był bardzo surowy brzmieniowo. Wiadomo, że w wersji koncertowej te utwory się broniły dzięki atmosferze koncertu czy temu, że można popatrzeć wokalistce w oczy. Natomiast w wersjach studyjnych te piosenki musiały już być rozbudowane. Ale z kolei wszystkie nasze próby dogrywania kolejnych instrumentów sprawiały, że te kompozycje traciły na wyrazistości i robiły się przegadane. Dlatego musieliśmy te same piosenki częściowo napisać od nowa, a częściowo wymienić repertuar. Trochę czasu mi to zajęło.

- Nie obawialiście się, że przez te 2 lata Wasz entuzjazm może nieco opaść?

- PB: Ja się nie bałem, bo Kafi jest dla mnie bardzo inspirująca i nie miałem poczucia, że coś musimy koniecznie zrobić, bo jest nam potrzebny sukces. Czasem zdarza się tak, że niektóre zespoły się rozpadają, gdyż oczekiwania były zbyt duże. Natomiast nasz duet powstał na zasadzie odskoczni od tego, co robiłem przez całe dotychczasowe życie artystyczne. Grałem na dużych scenach, w największych halach w Polsce, na dużych imprezach plenerowych, natomiast tu potrzebowałem zmierzyć się z czymś z czym się jeszcze nie spotkałem: malutkimi klubami, salami kawiarnianymi. Zawsze mi się podobały takie intymne koncerty w wykonaniu innych artystów, którzy się mierzyli z takimi miejscami i publicznością i wychodzili z tych zmagań obronną ręką. Duże znaczenie miało też to, że grając w duecie z Kafi mogę się sprawdzić w tak okrojonej formie scenicznej. Grając w Hey czy Indios Bravos mogłem się zawsze za kimś schować na scenie. Grając w duecie nie mam już takiej możliwości. Także forma duetu, jak i to, że Kafi jest dla mnie tak inspirująca powodowały, że nigdy nie miałem momentów zwątpienia czy spadku entuzjazmu. Od samego początku BAiKA miała być dla mnie odskocznią od dużych tematów, choć dla Kafi nie, gdyż ona na pewno chciałaby przeżyć to, co ja przeżyłem z Heyem. Ale nie sądzę, aby Kafi się nudziła, niecierpliwiła czy też martwiła, że istnienie BAIKI jest zagrożone, bo dwa lata musieliśmy czekać na sukces.

K: Jako młoda dziewczyna śledziłam swoich idoli, czytałam i nadal czytam ich biografie i ciągle u tych największych powtarza się ten sam schemat, że zaczynali od wyjazdów na koncerty pożyczonym samochodem, spali w wynajętych mieszkaniach, a na ich koncerty przychodziły trzy osoby, jak to było na przykład u Guns n’Roses. U nas jest podobnie i przez tych kilka lat nie miałam poczucia, że mój entuzjazm spada. Oczywiście, czasami mamy gorsze dni, ale cały czas jestem zafascynowana tym światem muzyki, poznaję go od podszewki. Gdyby BAiKA od razu wskoczyła na średni bądź wysoki poziom popularności to ominęłoby mnie wiele fascynujących rzeczy.


- Utwory „Rejestr Przyjaciół” i „W Starym Stylu” tworzą pewnego rodzaju klamrę spinającą ten album. Czy możemy powiedzieć, że „Byty Zależne” to zamknięta całość, coś w rodzaju tzw. concept albumu?

- PB: Nie jest to concept album taki, jakim był np. album „The Wall” Pink Floyd, ale rzeczywiście słyszymy opinie, że jest to pewna zamknięta całość. Że nie jest to zbiór opowiadań składający się z dwunastu odrębnych piosenek, ale powieść. Prawdę mówiąc nie mieliśmy zamiaru stworzenia płyty, która będzie miała formę zamkniętej całości, choć jest to zawsze bardzo pożądane przez twórców. Jeśli nam się udało, to bardzo nas to cieszy.

- Uwagę słuchacza zwraca intrygująca okładka, na której widać dwa krzesła. Czy jest to symboliczny obraz?

- K: Tytuł płyty powstawał bardzo długo, aż któregoś dnia Piotrek obudził się rano i powiedział: „Słuchaj, nazwiemy album „Byty Zależne””. Bał się, że zacznę oponować, ale jego pomysł bardzo mi się spodobał, gdyż uważam, że jest trafny. Można go tłumaczyć na wiele sposobów. Więc już gdy mieliśmy tytuł, należało stworzyć okładkę, która zobrazuje dwie rzeczy, które na siebie wpływają, a jednocześnie bez siebie nie mogą istnieć. Stąd te dwa krzesła, z których jedno nie ma oparcia, a drugie je posiada i jednocześnie to drugie nie ma siedziska, zaś pierwsze – to siedzisko posiada. Gdy spojrzymy na tył płyty zobaczymy jedno krzesło będące hybrydą tych dwóch niepełnych krzeseł z okładki.

- PB: To jest wizja autorki okładki, natomiast ja na ten tytuł patrzę w szerszej perspektywie. Otóż tytułowe byty zależne manifestują się na wielu płaszczyznach. Najprościej rzecz biorąc jesteśmy bytami zależnymi od siebie nawzajem. Ale wszystko, co się dzieje z naszą cywilizacją jest uzależnione od tak wielu czynników. Zaczęło to do mnie docierać  stosunkowo niedawno. Dopiero od kilku lat mam świadomość holistyczną, że świat jest jedną wielką całością. Kiedyś mi się wydawało, że jestem indywidualistą i sobie sam poradzę w życiu. Okazało się, że sama umiejętność stworzenia czegoś nie wystarczy, że bez odbiorców nagrana płyta, to tylko przedmiot, bo przecież muzykę weryfikują emocje, które wzbudza. Jako twórca jestem więc bytem zależnym od słuchaczy. Z drugiej strony słuchacze są bytami zależnymi od twórców, gdyż jeśli nie powstanie muzyka, to nie będzie czego słuchać. I ten mechanizm można przenieść na chyba wszystkie dziedziny życia.

- Te dwa krzesła to także metafora Waszego uzupełniania się w duecie BAiKA?

- PB: Zdecydowanie tak. To nie tylko to, że ja robię muzykę, a Kafi stronę wokalną. To uzupełnianie się ma też drugie dno. Ja wnoszę do tego naszego zespołu doświadczenie, które datuje się jeszcze na lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Grałem w kapelach punkowych, reggae, grałem po różnego rodzaju squatach, domach kultury, nocowałem w mieszkaniach fanów na podłodze. Potem wielka kariera w grupie Hey czyli największe hale, amfiteatry, luksusowe hotele, świat show businessu. Następnie granie w Indios Bravos czyli gdzieś pośrodku między tym, co było na początku a Heyem. Nabierając tego wieloletniego doświadczenia człowiek traci nieco na tak zwanym spontanie. Natomiast Kafi, choć muzyką zajmuje się już od wielu lat, nie zrobiła jeszcze kariery, więc wnosi do naszego duetu entuzjazm, świeżość. I tu znowu jesteśmy bytami zależnymi, gdyż doświadczenie bez entuzjazmu jest tylko rutyną. Z kolei świeżość bez doświadczenia rozbija się co chwilę na zakrętach i może nie osiągnąć tego, co chce osiągnąć.


- Autorem tekstów na „Bytach Zależnych” jest Piotr, który idealnie się sprawdził jako „damski” tekściarz. Jak Ty się czułaś śpiewając słowa jego autorstwa?

K: Znakomicie. Często są to teksty, które powstały w oparciu o nasze rozmowy i o moje zwierzenia. Więc trochę to jest tak, jakbym ja je napisała. Tylko, że Piotrek ma tę zdolność przelewania słów na papier. Jest też człowiekiem renesansu i interesuje go wiele rzeczy. Bardzo ładnie pisał wypracowania, w szkole miał zawsze piątki za treść, ale dwóje za ortografię (śmiech). Ta zdolność wyrażania się ładnym polskim językiem odzwierciedla się w naszych tekstach. Gdy śpiewam te piosenki, to tak, jakbym coś wspominała. Nie napisałam tych tekstów, ale przedstawiają epizody z mego życia. Jeśli nie są związane ze mną, gdyż inspiracją do nich była jakaś inna sytuacja, to śpiewam je też dość subiektywnie, bo mamy podobny sposób patrzenia na świat.

PB: Jesteśmy podobni do siebie pomimo, że dzielą nas dwie dekady. Pomimo to jest między nami porozumienie ponad dekadami (śmiech). Mamy dużo wspólnych mianowników i okazuje się, że nie musimy zbyt wielu rzeczy sobie tłumaczyć. Ja się mogę dzielić z Kafi swoimi doświadczeniami, których ona jeszcze nie przeżyła i dla nie jest to jakaś tam historia. Natomiast wnioski, które ja wyciągnąłem z tych historii, ona wyciągnęła zaocznie, jeszcze tych historii nie przeżywając. Więc nie musimy się przekonywać, że coś jest słuszne lub nie. W sferze tekstowej, gdy coś piszę, to ona to rozumie. Dla niej nie jest to obcy świat człowieka, który jest od niej dwie dekady starzy, tylko jest coś dla niej bliskiego. Mieliśmy tylko jeden konflikt pokoleń w przypadku piosenki „O Lalaniu”, gdzie przyszedł mi do głowy taki wers w zupełnie starym stylu i zaczynał się od słów „jestem odą do radości”. Kafi przeczytała ten tekst i powiedziała: „Jestem odą do radości? Nie no, daj spokój”. Ale potem, w drugiej zwrotce jest fragment „jestem pieśnią dziękczynienia”. Kafi na to: „Nie, ja tego nie zaśpiewam. „Odę do radości” mogę znieść, ale „pieśni dziękczynienia” już nie” (śmiech). Ale w końcu mamy tę piosenkę w repertuarze koncertowym. Konflikt pokoleń zakończył się zgodą.

K: Gdy do tego tekstu powstała melodia, to piosenka nabrała charakteru. Jest w takim przedwojennym stylu. Gdy gramy ją na koncertach, to słuchacze się rozmarzają, gdyż prezentuję wtedy inną stronę mojego wokalu.

- Na „Bytach Zależnych” słychać kilka gatunków muzycznych: elektronikę, punka, nową falę, reggae, gitarowe granie rodem z początku lat 90. Czy wynikło to naturalnie czy też świadomie chciałeś oddać hołd tamtym czasom?

- PB: Zupełnie naturalnie. Te gatunki gdzieś przewinęły się przez moje dotychczasowe życie muzyczne, ale jednocześnie są to w znacznym stopniu klimaty, które Kafi lubiła i lubi słuchać. Ona się urodziła w 1989 roku, więc te wszystkie rzeczy niekoniecznie musiały ją inspirować i mogły być dla niej starociami, ale nie są.

- K: Wszyscy moi znajomi byli tak zwanymi dziećmi Internetu. W czasach mojego gimnazjum i liceum, gdy już nie ma dzieci, a są nastolatkowie manifestujący swoje „ja” muzyką, której słuchają, odkrywałam muzykę nie z sieci, ale dzięki płytom winylowym i starym kasetom przysłanym mi przez mojego Tatę. Były tam między innymi takie zespoły jak: Deep Purple, Led Zeppelin, Maanam, Lombard, Wanda Kwietniewska. Ta muzyka wciągnęła i stąd wzięła się moja inspiracja muzyką lat 70. i 80. A miłość do tej muzyki umocniła się jeszcze bardziej, gdy w liceum stworzyłam swój zespół. Moi koledzy z tej grupy także na mnie oddziaływali, przynosili mi nowe płyty, podsuwali nowe propozycje muzyczne.

- PB: No więc te wpływy lat 70., 80. i 90 to z jednej strony moje doświadczenia z tymi gatunkami, bo grałem w zespołach punkowych, nowofalowych czy reggae. Do tej listy Kafi dodałbym jeszcze Republikę czy grupę Blondie, której oboje kibicujemy.

- Dziękuję za rozmowę.

Foto: Hubert Grygielewicz

 

Website by p3a